WIADOMOŚCI BEZ ZAPRZAŃCÓW: (żadnych GWien, TVNienawiść itd)

OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.

Konfidenci, łajdacy, idioci i UBek wielkanocny… Wszyscy będziemy męczennikami: jest interes do zrobienia

Konfidenci, łajdacy i idioci


      Tylko bardzo mało spostrzegawczy człowiek nie zauważy analogii miedzy sytuacją obecną, a tą, w jakiej znajdowała się Polska w wieku XVIII. W wieku XVIII zapanowała w Polsce całkowita anarchia. Żaden organ władzy państwowej nie był ani uznawany, ani nawet szanowany. Czyż dzisiaj jest inaczej? Oczywiście proces ten dopiero się zaczyna, ale prędzej, czy później – i raczej prędzej, niż później – będzie się rozwijał, aż doprowadzi do całkowitej anarchii. W XVIII wieku czynnikiem anarchizującym państwo była agentura, zarówno wśród magnatów, jak i obywateli drobniejszego płazu. Dzisiaj jest podobnie; agentura, z korzeniami tkwiącymi w pierwszej komunie, cieszy się całkowitą bezkarnością i nawet tworzy najtwardsze jądro korpusu autorytetów moralnych. W rezultacie – jak to niedawno zauważył prezes NIK, pan Marian Banaś – całe państwo wodzone jest za nos przez bezpieczniaków, którzy w dodatku, Bóg jeden wie, komu tak naprawdę służą. Jak wielokrotnie pisałem, obserwujemy u nas tak zwane dziedziczenie pozycji społecznej, które jest podobne do dziedziczenia indygentatu w wieku XVIII. Wtedy dziedziczyło się majątki i tytuły, a dzisiaj – również talenty i inne umiejętności, a nawet – cechy charakteru. Dzieci aktorów zostają aktorami, dzieci piosenkarzy – piosenkarzami – nawet jak mają pierwszy stopień muzykalności, to znaczy – rozróżniają, kiedy grają, a kiedy nie, a dzieci konfidentów zostają konfidentami. W większości przypadków jest to stary, poczciwy nepotyzm, ale zdarzają się fenomeny godne naukowego rozbioru, jak na przykład casus Wielce Czcigodnego Macieja Gduli, co to domaga się wyrzucenia do kosza książki Henryka Sienkiewicza „W pustyni i w puszczy”, jako propagującej rasizm, kolonializm i patriarchat. Wielce Czcigodny Maciej Gdula, z porządnej resortowej rodziny, najwyraźniej odziedziczył zamiłowanie do nieubłaganej walki. Ojciec Wielce Czcigodnego, wojował z „ekstremą”, ale Wielce Czcigodny wie, że z tamtego klucza na razie ćwierkać nie wypada, więc walczy zgodnie z mądrością etapu. „Już z nowym wrogiem toczy walkę, już ma lodówkę, wózek, pralkę…” – pisze poeta o Towarzyszu Szmaciaku. Ale na tym analogie się nie wyczerpują; natura ciągnie wilka do lasu i Wielce Czcigodny, będący członkiem stowarzyszenia im. Stanisława Brzozowskiego, co to był oskarżany, iż był konfidentem Ochrany, przychyla obywatelom nieba w Komisji Służb Specjalnych. W tej sytuacji tylko patrzeć, jak zainicjuje rewolucję kulturalną i zamiast „W pustyni i w puszczy”, podobnie jak zamiast „Ogniem i mieczem”, czy „Potopu”, młodzież będzie czytała małe czerwone książeczki, wydawane przez uczonków z Instytutu Filozofii i Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego, czy jakiegoś innego parku jurajskiego, o tym, jak „jebać”, „zapierdalać” i „wypierdalać”. 18-letni Michał Matczak, syn profesora UW Marcina Matczaka, robi oszałamiającą karierę, nawołując, by „jebać TVP”, proponując swoim nieprzyjaciołom „chuja w dziąsło” – i tak dalej. Cała postępowa inteligencja niezwykle się młodym Matczakiem nasładza, chociaż z drugiej strony gołym okiem widać, że mierzy on siły na zamiary. Wprawdzie chciałby „jebać TVP”, ale widać, że jeszcze nie wie, gdzie wkłada się „chuja” i naiwnie myśli, że „w dziąsło”, więc może by tak ociec zaprowadził go do jakiejś zaprzyjaźnionej agencji towarzyskiej, gdzie bajzelmama („na starej p… młody ułan ćwiczy”) rewolucyjną teorię uzupełniła mu rewolucyjną praktyką i pokazała, co i jak, bo w przeciwnym razie edukacja seksualna może się gwałtownie wypaczyć.

Ale to oczywiście margines, bo na główny nurt współczesnej Targowicy wyrasta środowisko sędziów, zwłaszcza zrzeszonych w partii „Iniuria”. Wprawdzie konstytucja zabrania sędziom należenia do partii, a nawet – związków zawodowych, ale gdzieżby tam sędziowie przejmowali się takimi dyrdymałami, jak konstytucja? Uważają, że skoro rząd ją łamie, to – przez analogię z argumentum a maiori ad minus – im też wolno. Na własne tedy życzenie powiekszają biały orszak męczenników reżymu „dobrej zmiany”, licząc na to, że w ten sposób dostarczą niemieckim owczarkom z Komisji Europejskiej materiału do miotania oskarżeń na Polskę do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, który aż przewstępuje z nogi na nogę z niecierpliwości, by zadoścuczynić oczekiwaniom Fryderyka Wiel… – to znaczy, pardon – jakiego tam znowu Fryderyka Wielkiego, kiedy Trybunał pragnie zadośćuczynić oczekiwaniom Naszej Złotej Pani, która tych wszystkich jurysprudensów po to właśnie wystrugała z banana? Ponieważ atmosfera w Eurokołchozie już zgęstniała od donosów, to Komisja Europejska wyszła naprzeciw oczekiwaniom niezawisłych sędziów naszego bantustanu i wniosła oskarżenie. W tej sytuacji tylko patrzeć, jak Trybunał surowo Polskę skarci, a sędziowie-męczennicy nie tylko otrzymają wieniec zwycięstwa, ale może nawet powiększą grono folksdojczów – kawalerów Orderu Karola Wielkiego? W imieniu reżymu „dobrej zmiany” premier Mateusz Morawiecki ma się skarżyć to tubylczego Trybunału Konstytucyjnego, żeby wydusił z siebie, iż konstytucja naszego bantustanu ma pierwszeństwo przed prawem unijnym, ale – po pierwsze – Trybunał Konstytucyjny już raz takie orzeczenie wydał lecz nie zmieniło ono sytuacji, a po drugie – nie zmieniło, ponieważ Europejski Trybunał Sprawiedliwości jeszcze w roku 1964, w sprawie Flaminio Costa przeciwko E.N.E.L. orzekł, że prawo wspólnotowe ma pierwszeństwo przed prawami poszczególnych bantustanów bez względu na rangę ustawy. Nikt spośród tych, którzy w roku 2003 stręczyli Polakom Anschluss, nie może się zasłaniać, że o tym nie wiedział, a zwłaszcza nie może się tym zasłaniać doktor praw Jarosław Kaczyński, będący wówczas jednym z głównych stręczycieli.

Bardzo możliwe, że niektórzy niezawiśli sędziowie – oczywiście poza konfidentami, którzy wykonują zlecone zadania – odwołują się do Komisji Europejskiej w przekonaniu, że w ten sposób wyświadczają przysługę naszemu nieszczęśliwemu krajowi, będącemu w cęgach reżymu, który w dodatku bardzo nie podoba się panu red. Michnikowi. Ale taka intencja przyświecała „Familii” czyli rodzinie książąt Czartoryskich. Chcieli oni przeprowadzić wybór Stanisława Augusta i pożyteczne reformy, ale obawiali się oporu hetmana Branickiego, więc 23 grudnia 1763 roku zdecydowali zaprosić do Polski wojska rosyjskie, które, jak już w 1764 roku weszły, tak już z Polski nie wyszły, aż do roku 1915. Wprawdzie obóz „dobrej zmiany” dokazuje, co się zowie, ale „takie zachowanie panów zmusza nas do obrony tej miernoty”, a właściwie nie tyle „tej miernoty”, co suwerenności państwa. Wtedy bowiem też znalazł się pozór legalności dla zrzeczenia się suwerenności, w postaci „gwarancji”, jakich Rosja miała Polsce udzielić, no a teraz niezawiśli sędziowie chowają się za murem traktatu akcesyjnego i lizbońskiego, który Polska ratyfikowała zarówno z inicjatywy obozu zdrady i zaprzaństwa, jak i obozu „dobrej zmiany”. Świat – jak nas informuje Biblia – stworzony według zasady przyczynowości, głoszącej, że z określonych przyczyn muszą nastąpić określone skutki. Starożytni Rzymianie, którzy każde spostrzeżenie zaraz ubierali w postać pełnej mądrości sentencji mawiali: quidquid agis, prudenter agas et respice finem – co się wykłada, że cokolwiek czynisz, czyń rozsądnie i patrz końca. Dedykuję tę sentencję niezawisłym sędziom, ale oczywiście nie wszystkim, tylko tym, którzy ani nie są konfidentami, ani nie zostali zdeprawowani partyjnictwem, w nadziei, że może się opamiętają, że jak nie będą respektowali władz polskich, to będą musieli pełzać przed Niemcami. Obawiam się, iż mało prawdopodobne, że to zrozumieją, skoro nie zdają sobie sprawy, że podcinają gałąź, na której sami siedzą – ale w coś przecież trzeba wierzyć.



Wszyscy będziemy męczennikami


      Doprawdy, jak długo jeszcze zbrodniczy reżym „dobrej zmiany” będzie dopełniał miary swoich nieprawości? Oto wydawało mi się, że wreszcie dobiegło końca męczeństwo pana sędziego Igora Tulei, w związku z czym na zajmowanym przezeń dotychczas pierwszym miejscu w orszaku męczenników zostanie on zastąpiony przez pana Adama Darskiego, używającego pretensjonalnego pseudonimu „Nergal” i w związku z tym uważanego za delegata Belzebuba na Polskę, a w każdym razie – na województwo pomorskie – ale nic z tego! Wprawdzie niezawisły sąd orzekł, że pan sędzia Tuleya nadal ma immunitet, jakby nigdy nic, bo „uchyliła” mu go Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego, która żadnym sądem nie jest, tylko bandą jakichś przebierańców. Dobrze, że przynajmniej sąd, który to orzeczenie wydał, jest autentyczny, jakby pochodził z nominacji samego Józefa Stalina – bo któż, jeśli nie on, daje niezawisłym sądom lepszą rękojmię autentyczności? Tymczasem okazało się, że pan sędzia Tuleya nie został dopuszczony do orzekania, bez którego nie może już wytrzymać. Mam nadzieję, że przynajmniej dostaje pobory, bo w przeciwnym razie mielibyśmy do czynienia z przykładem małpiego okrucieństwa. Tak czy owak, nadal postaje męczennikiem numer jeden, chociaż w dniach ostatnich (chyba rzeczywiście nadchodzą zapowiadane „dni ostatnie”) pojawiła się możliwość, że na czele orszaku męczenników zastąpi go pan marszałek Tomasz Grodzki. Siepacze ze szczecińskiej prokuratury wystąpili bowiem z wnioskiem o uchylenie panu marszałkowi immunitetu pod pretekstem, jakoby kiedyś, jako ordynator jednego z tamtejszych szpitali, przyjmował od pacjentów „zabójcze koperty”. Pan marszałek oczywiście energicznie temu zaprzecza, a poza tym podnosi, że oskarżenia mają charakter „polityczny”, co jest taktyką ze wszech miar słuszną, bo po wypowiedzeniu takiego zaklęcia nie trzeba już niczego wyjaśniać. W tej sytuacji wszystko zależy od tego, czy reżymowi „dobrej zmiany” uda się skorumpować przynajmniej jednego senatora – bo wtedy cienka nitka, na której wisi immunitet pana marszałka Grodzkiego zostałaby zerwana, a on sam – wydany siepaczom. Ale nawet gdyby tak nie było, to w tej sytuacji każdy senator mógłby pana marszałka straszyć, że spuści mu ten miecz Damoklesa na kark, chyba, żeby pan marszałek... – i tak dalej. Inna rzecz, że pan marszałek aż tak bardzo nie musi się bać takich pogróżek, bo nawet gdyby siepaczom udało się zaciągnąć go przed niezawisły sąd, to jeszcze nie znaczy, że pan marszałek musiałby na czele orszaku męczenników zastąpić pana sędziego Igora Tuleyę. Wszystko bowiem zależałoby od tego, czy taki niezawisły sędzia należałby do gangu rządowego, czy przeciwnie – do gangu nierządnego. Jeśli należałby do gangu rządowego, to męczeństwo byłoby nieuniknione, ale jeśli do gangu nierządnego, to pan marszałek Grodzki zostałby oczyszczony, jakby wykąpał się w hyzopie. Oczyma duszy już widzę, jak taki niezawisły sąd stwierdziłby, że pan marszałek padł ofiarą prowokacji ze strony CBA, która w charakterze pacjentów z „zabójczymi kopertami” podstawiła swoich konfidentów. To nawet bardzo prawdopodobne, bo przecież mamy podstawy by podejrzewać, że i niezawiśli sędziowie mogą mieć niebezpieczne związki z bezpieką i kto wie, czy nie od tego właśnie zależy, czy należą do jednego gangu, czy do drugiego.

W zupełnie innej sytuacji, niż pan marszałek Grodzki, znalazł się pan Jakub Żulczyk. Pod wpływem „szlachetnej wściekłości” („pust’ jarost’ błagarodnaja...” - jak śpiewa chór im. Aleksandrowa) nazwał pana prezydenta Andrzeja Dudę „debilem”, za co siepacze z prokuratury chcą zaciągnąć go przez niezawisły sąd. Z tej okazji niezależne media nurtu nierządnego piszą o nim, jako o „znanym pisarzu” - ale to dopiero początek, bo jeśli siepaczom udadzą się ich niecne knowania, to pan Jakub Żulczyk z pewnością zostanie obwołany pisarzem światowej sławy. Jeden taki nawet się ożenił i w ten sposób w jednej chwili podwoił liczbę swoich czytelników. Widzimy zatem, że wbrew słowom operetki „Baron cygański”, wielka sława to nie żaden żart. Owszem, ma mnóstwo plusów dodatnich, ale ma też plusy ujemne. Inna sprawa, że pan prezydent miał prawo poczuć się epitetem pana Żulczyka dotknięty. Gdyby bowiem „debilem” nazwał go przynajmniej jakiś Żul, to jeszcze-jeszcze. Ale Żulczyk? Pan prezydent mógł poczuć się z tego powodu dodatkowo zlekceważony. W tej sytuacji bardzo możliwe, że i pan Żulczyk powiększy orszak męczenników zbrodniczego reżymu „dobrej zmiany” - ale może dzięki temu pan red. Michnik i Judenrat „Gazety Wyborczej” dokooptuje go do grona autorytetów moralnych?

„Na twarz Anastazji Pietrowny padały płatki śniegu, wielkości złotych pięciorublówek – a tymczasem na Newie cumował już krążownik „Aurora”- śpiewał przed laty Maciej Zembaty w niezapomnianej pieśni o Anastazji Pietrownie. Oto gdy w naszym nieszczęśliwym kraju sroży się zbrodniczy reżym „dobrej zmiany”, powiększając nieustannie biały orszak męczenników, sekretarz stanu Naszego Największego Sojusznika, pan Antoni Blinken 12 marca napisał do Światowej Organizacji Restytucji Mienia Żydowskiego list. Zapewnia w nim, że kwestia restytucji mienia ery holokaustu będzie „wysoko na liście jego zadań”, bo „to niepokojące i niedopuszczalne, że działania na rzecz restytucji lub wypłaty odszkodowania za mienie niewłaściwie przejęte podczas holokaustu, nie są jeszcze zakończone w wielu krajach”. Nawiązując do ustawy nr 447 i Deklaracji Terezińskiej Blinken stwierdza, że dokumenty te „nakazują zwrot mienia bezdziedzicznego” i że w związku z tym będzie „kontynuował współpracę” z krajami, które jeszcze tego nie uczyniły, przede wszystkim – z Polską. Przedstawiciel Światowej Organizacji Restytucji Mienia Żydowskiego, która opublikowała list sekretarza stanu USA Antoniego Blinkena na swoim portalu internetowym, pan Taylor powiada w związku z tym, że „nadszedł czas” by rozwiązać te kwestie i że oczekuje w związku z tym „współpracy” z administracją Józia Bidena. W ten oto sposób spełniają się oczekiwania moich krytyków, którzy przez cały ubiegły rok czynili mi gorzkie wyrzuty, że w sprawie ustawy nr 447 „nic się nie dzieje”. No to teraz tylko patrzeć, jak „będzie się działo” . Ciekawe, czy ścisłe kierownictwo reżymu „dobrej zmiany” zostanie zmuszone do licytowania się w obietnicach załatwienia tej sprawy z panem Szymonem Hołownią, który najwyraźniej został przez Naszego Sojusznika nastręczony w charakterze jasnego idola politycznej alternatywy i jakie ta licytacja przyjmie formy. To możemy sobie spokojnie przedyskutować przy wódeczce i szyneczce „umaczanej w chrzanie” - bo nie wiadomo, czy reżym wypuści nas nawet na Rezurekcję.



Zły i dobry ubek wielkanocny


      No i zaczęło się. Jak tylko na stronie internetowej Światowej Organizacji Restytucji Mienia Żydowskiego opublikowany został list sekretarza stanu USA Antoniego Blinkena, zawierający deklarację poparcia żydowskich roszczeń majątkowych odnoszących się do własności bezdziedzicznej, w New Yorkerze ukazał się artykuł niejakiej Maszy Gessen, żydowskiej lesbijki, nieubłaganym palcem wytykający Polakom, że w czasie II wojny wymordowali 3 miliony Żydów. Pani Gessen z tymi trzema milionami i tak łaskawa, bo przecież według zatwierdzonej do wierzenia wersji historii, Żydów zawsze ginie 6 milionów. Tylu ich zginęło w pogromach w Rosji, tylu potem z Rosji wyemigrowało, a wreszcie – tylu zginęło podczas II wojny światowej. Pani Gessen uważa, że 3 miliony wymordowali Polacy, a pozostałe 3 miliony kto? Tego zdaje się nie wyjaśnia, więc można się domyślać, że zrobili to „naziści” - ci sami, co to najpierw okupowali Niemcy – bo Niemcy, jak wiadomo, były pierwszym krajem okupowanym przez „nazistów”, co to nawet mówili specjalnym, nazistowskim językiem, trochę – mówiąc nawiasem – podobnym do jiydysz – a dobrzy Niemcy próbowali ich bronić zarówno przed „nazistami”, jak i Polakami, których nawet w tym celu zamykali i pilnowali w obozie Auschwitz – ale nic to nie dało! Polacy wykorzystywali każdą sposobność, żeby oddać się swojej ulubionej rozrywce i gdyby nie Tewje Bielski z pułkownikiem von Stauffenbergiem, to pewnie sami wymordowaliby całe 6 milionów. Na szczęście Tewje Bielski z pułkownikiem von Stauffenbergiem w 1944 roku zagonili Polaków do Warszawy, gdzie wzniecili oni powstanie, a po jego klęsce, obawiając się sądu zagniewanego ludu, rozproszyli się w nocy i mgle. Ale od czego mamy światowej sławy historyków? Światowej sławy historycy, przy pomocy najnowszej metody badawczej w postaci objawienia, spenetrują prawdę zgodnie z mądrością i potrzebami etapu, dzięki czemu pani Masza, w ramach przygotowania propagandowego akcji rewidykacyjnej, może nieubłaganym palcem dźgać złowrogich Polaków w chore z nienawiści oczy. Co prawda, akcja rewindykacyjna dopiero się zaczyna, więc na razie haggada o Tewje Bielskim i pułkowniku von Stauffenbergu musi trochę poczekać – ale przecież zarówno pan prof. Jan Grabowski, jak i pani Barbara Engelking nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa, więc na pewno doczekamy się i tej i jeszcze ciekawszych rewelacji.

Na tym jednak etapie opowieści pani Maszy Gessen, mimo widocznego umiarkowania, okazały się przedwczesne, toteż spotkały się z krytyką nie tylko ze strony polskiej, ale również – żydowskiej. Strona żydowska, jak to miała w zwyczaju w czasach stalinowskich, podzieliła się na dwie strony: ubeka złego i ubeka dobrego. Ja sam za pierwszej komuny doświadczyłem tej metody; zły ubek mówił: skurwysynu, powinienem cię tu zastrzelić jak psa – po czym, wielce wzburzony, trzaskając drzwiami, wychodził z pokoju przesłuchań, a wtedy ubek dobry, konfidencjonalnym szeptem mówił: panie, to bandyta, niech się pan przyzna... Pani Masza zagrała ubeka złego, a jej krytycy – tego dobrego. Toteż krytyka strony żydowskiej idzie w tym kierunku, że pani Masza się zagalopowała: nie trzy miliony, a tylko dwa, a może nawet jeszcze mniej, więc „nie można bronić prawdy przy pomocy kłamstwa”. Tak czy owak mamy się przyznać, jak nie do trzech milionów, to przynajmniej do dwóch, ostatecznie – choćby do półtora – bo przecież i półtora miliona stanowi wystarczające uzasadnienie dla roszczeń rewindykacyjnych – a o to przecież w tym interesie chodzi.

Tymczasem cały nasz nieszczęśliwy kraj został z rozkazu rządu zamknięty, a telewizje, zarówno ta rządowa, jak i ta nierządna, bombardują swoich widzów mrożącymi krew w żyłach opisami dantejskich scen, jakie rozgrywają się w covidowych szpitalach. Ponieważ coraz więcej ludzi nie wierzy już w życie wieczne, więc chcieliby żyć przynajmniej długo, toteż mnożą się racjonalizatorskie pomysły, co by tu jeszcze zamknąć. Szczególny nacisk jest wywierany rząd, by pozamykał kościoły, które – jak wiadomo – są głównym rozsadnikiem zbrodniczego koronawirusa. Rząd jeszcze się waha, również dlatego, że jak tylko lockdown 9 kwietnia się zakończy, to następnego dnia rozpoczną się celebracje miesięcznicy i rocznicy katastrofy smoleńskiej, którym żadne wirusy nie mogą przeszkodzić – ale całe rzesze ormowców w czynie społecznym sprawdzają, czy przestrzegane są zarządzone obostrzenia. Jak wiadomo, rząd rozkazał, żeby w kościołach jeden wierny od drugiego stał w odległości 15 metrów kwadratowych – ale ormowcy raportują, że te odległości są mniejsze. Może i mniejsze – ale skąd właściwie ormowcy mogą wiedzieć, który uczestnik nabożeństwa jest wierny, a który przebywa tam służbowo? Czy przebywających służbowo można zaliczyć do „wiernych”? Chyba nie, bo jeszcze nie zostały opracowane testy na wierność, a poza tym – jak tu podczas nabożeństwa przeprowadzać wymazy? Na razie tedy sprawa utknęła w martwym punkcie, ale rząd się odgraża, że wprowadzi dodatkowe obostrzenia, więc nie jest wykluczone, że do zamknięcia kościołów jednak dojdzie. W środowiskach postępowych wzbudzi to niewątpliwie radość, również z przyczyn pozamedycznych. Jak bowiem wiadomo, w drugi dzień świąt wielkanocnych reakcyjny kler czyta złowrogą Ewangelię św. Mateusza, jak to po Zmartwychwstaniu żołnierze wyznaczeni do pilnowania grobu zameldowali arcykapłanom, że Jezus zmartwychwstał. O ile do tej chwili, arcykapłani mogli uważać Jezusa za wariata i uzurpatora, to odtąd już wiedzieli, że się straszliwie pomylili. To i tak tłumaczenie uprzejme, ale mniejsza o to. Dalej bowiem św. Mateusz pisze, że odbyli „naradę” i dopiero po niej „dali żołnierzom sporo pieniędzy”, żeby ci rozgłaszali, że zwłoki Jezusa wykradli uczniowie podczas gdy oni spali. Żeby żołnierze nie mieli żadnych obaw, to zapewnili ich, że gdyby ta rzecz doszła do uszu namiestnika, to oni z nim „pomówią” i wybawią ich z „kłopotu”. A kłopot był niemały, bo w rzymskim wojsku zaśnięcie na warcie karane było zaćwiczeniem na śmierć. Ciekawe jakich argumentów arcykapłani zamierzali użyć w rozmowie z namiestnikiem – czy aby nie brzęczących? Pewnie tak, bo nie słychać, żeby Piłat oskarżył ich o spiskowanie, w dodatku, z wciąganiem do spisku żołnierzy. Tak czy owak Ewangelia ta nie jest przyjemna, bo słuchający jej ze zrozumieniem mogą nabrać podejrzeń, czy ten cały judaizm, to nie jest jakiś przekręt. Czy w takiej sytuacji nie byłoby lepiej zamknąć kościoły pod pretekstem zbrodniczego koronawirusa?

Tymczasem – jak w Niedzielę Palmową powiedział mi telefonicznie ksiądz proboszcz z Oszmiany - białoruskie władze żadnych takich restrykcji nie wprowadzają i na wszystkich mszach w ostatnią niedzielę było w jego parafii około 3 tysięcy ludzi. Za to władze wsadziły do paki panią Andżelikę Borys i pana Andrzeja Poczobuta, a być może to nie jest jeszcze ostatnie słowo. Tak oto kończy się zabawa naszych mężyków stanu z panią Swietłaną Cichanouską w mocarstwowość, bo pan prezydent Andrzej Duda mógł tylko naskarżyć prezydentowi Józiowi Bidenowi na prezydenta Łukaszenkę. Ale jakoś nie słychać, by prezydent Józio miał bombardirować prezydenta Łukaszenkę atomowymi kartaczami. Na szczęście pan redaktor Michnik obiecuje aresztowanym, że „wyjdą w godności i dumie na jasne słońce wolności”. Może jeszcze nie teraz, ale kiedy Tewje Bielski z pułkownikiem von Stauffenbergiem zrobią wreszcie z Aleksandrem Łukaszenką porządek, to na pewno. Zatem – wesołych świąt!



Polakom trzeba przyprawić odrażający wizerunek, bo jest interes do zrobienia





Stanisław Michalkiewicz odpowiada na kolejne pytania widzów swojego kanału. Wypowiada się między innymi na temat działań Jarosława Kaczyńskiego związanych z Porozumieniem Jarosława Gowina i Solidarną Polską Zbigniewa Ziobry, artykułu Mashy Gessen w The New Yorker, który ponoć inspirował profesor Jan Grabowski oraz zablokowaniu kanału Sueskiego. Mówi ponadto o Mateuszu Morawieckim i rozpadzie Unii Europejskiej




© Stanisław Michalkiewicz
1-4 kwietnia 2021
www.MagnaPolonia.org / www.Michalkiewicz.pl
☞ WSPOMÓŻ AUTORA






Ilustracja Autora © brak informacji / za: www.youtube.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz