W obecnej sytuacji, jego zdaniem, droga do współpracy jest zamknięta, gdyż konflikt chińsko-amerykański wkroczył w fazę decydującą. W latach 2016–2019 było inaczej i Polska mogła, jego zdaniem, posłużyć się Chinami, angażując je do budowy na przykład infrastruktury kolejowej, dzięki czemu przełamałaby zależności od Niemiec i dzięki Chinom złamałaby spetryfikowane układy i zależności technologiczne w niektórych branżach. A tym samym zaczęłaby wydobywać się ze stanu peryferii i wzmocniłaby swoją pozycję zarówno wobec Niemiec, które były i są prawdziwym gospodarzem naszej przestrzeni gospodarczej, jak i w stosunku do USA. Poza tym Chiny udostępniłyby rynki, na których działają w Trzecim Świecie, a my byśmy zarobili. Następnie można by Chińczyków wystrychnąć na dudka i przejść na lepszych warunkach do obozu USA, nawet konfiskując ich własność. Bartosiak już widział się jako ten, który zmanipuluje Chińczyków i ich wykorzysta. Pozostali dyskutanci wskazywali naiwność takiego stanowiska. Chiny mogą pomóc wydobyć się z peryferii państwom bardziej zacofanym od nas, ale nie Polsce. Owe słynne koleje są deficytowe, więc dopłacalibyśmy do nich, zaś system chiński nie przewiduje kooperacji z firmami lokalnymi, lecz buduje sieci wyłącznie firm chińskich w danym kraju. Jeśli Chińczycy inwestują, to tylko pod warunkiem całkowitej kontroli na przykład portu.
Polska z możliwości manewru nie skorzystała – ubolewał Bartosiak. Myśl, że Chiny dałyby się oszukać sprytnemu Bartosiakowi, jest jednym z najzabawniejszych pomysłów, jakie słyszałem.
Ilustracja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz