W normalnej sytuacji politycy ostro dementują medialne doniesienia i straszą pozwami, tymczasem politycy PiS biernie przyglądają się kolejnym publikacjom i nikt poza nimi nie wie, czy są to autentyczne mejle. Skąd taka reakcja, czy raczej brak reakcji? Odpowiedź jest banalna, PiS sprawdza co wyciekło i rozpaczliwie próbuje znaleźć źródło wycieku. Identycznie zachowywał się Tusk, gdy Falenta zaczął szantażować PO. Nadal podtrzymuje hipotezę, że wycieki z konta Dworczyka to nie żadna robota wybitnych specjalistów, ale raczej wewnętrzne przepychanki, zawiedziona miłość albo inne tego typu życiowe „przygody”. Fachowcy tak się do roboty nie zabierają, owszem pierwsze przecieki, które mają postraszyć i wymusić konkretne zachowania na politykach, to norma również u zawodowców. Problem w tym, że te mejle póki co nie zawierają żadnych rewelacji, tylko i aż kompromitują Dworczyka. Jak w takim razie połączyć tę amatorkę z tytułową armatą? Niespecjalnie jest to skomplikowane, skoro byle praktykant, czy inna sekretarka mogą zakpić z tych, pożal się Boże, polityków, to dla fachowców przejęcie danych nie stanowi najmniejszego problemu.
Pojawiły się też dodatkowe ciekawostki, na przykład taka, że Izrael ostrzegał ABW przed atakami hakerskimi. Zadajmy sobie kolejne proste pytanie. Jakim cudem służby izraelskie wiedziały o atakach na polskie konta? Nic innego poza stałym „monitorowaniem” nie przychodzi mi do głowy. Druga ciekawostka nazywa się „Pegasus”, czyli system szpiegujący najwyższej jakości, który Izrael miał sprzedać Polsce. Tylko frajerzy uwierzą, że coś takiego oddaje się obcym do dyspozycji bez odpowiedniej „wkładki”. W „Pegasusa” spece izraelscy mogli wstawić dowolnego konia trojańskiego i byliby skończonymi frajerami, gdyby tego nie zrobili. Możliwości wydobywania danych z tak rzadkiego sita, jak „państwo teoretyczne” jest bez liku. Jedynie te państwa, które mają własną produkcję zabezpieczeń mogą czuć się w miarę bezpiecznie, ale z drugiej strony wiadomo, że nie ma sytemu nie do złamania. Istnieją za to bariery, jakich byle amator nie przeskoczy i to prawdziwa katastrofa PiS, który przejął bałagan po PO i nic z nim nie zrobił, co więcej dołożył własnego. Stawianie tezy, że istnieją „taśmy Sowy” z nagraniami polityków PiS nie jest żadnym odkryciem, to pewnik. Zagadką jest jedynie kto i ile ma?
Jeśli porzucimy głęboką naiwność, w której wielu z nas tkwiło, to zobaczymy polityków PiS w takiej samej kondycji moralnej i intelektualnej, w jakiej tkwili poprzednicy. Ich wręcz można dopasować sztukę do sztuki, na przykład Sobolewski idealnie pasuje do Grasia, Tarczyński do Nitrasa, Dworczyk do Cichockiego. Biorąc pod uwagę te „potencjały” nie ma cienia wątpliwości, że w rozmowach prywatnych i „niejawnych” znajdują się prawdziwe kwiatki i bomby ciężkiej wagi. Prosty z brzegu przykład, niby w jaki sposób Sobolewski załatwił żonie kilka fuch w spółkach skarbu państwa? W zależności od łańcuszka hierarchicznego musiał wykonać od kilku do kilkunastu telefonów i nie były to rozmowy o Bogu, Honorze i Ojczyźnie. Taśmy na PiS od dawna leżą w szufladach i albo we właściwym momencie zostaną odpalone albo PiS pokocha wszystkie wartości europejskie, rury z gazem i związki partnerskie.
Ilustracja © brak informacji / za: www.kontrowersje.net
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz