WIADOMOŚCI BEZ ZAPRZAŃCÓW: (żadnych GWien, TVNienawiść itd)

OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.

„Pomożecie?” 50 lat później

Ludzie pamiętają pierwsze mieszkanie, Dworzec Centralny, tzw. Gierkówkę, dżinsy, paszport, pralkę automatyczną i to, że mieli wtedy po 20 lat. Szerokie tory od granicy ZSRR do Huty Katowice już mniej. Wytłumaczenie miejsca Edwarda Gierka w pamięci Polaków nie jest łatwe. Ważne wydaje się to, co było przed i po nim. Na tym tle wypada znakomicie, co odzwierciedliły napisy na murach po wprowadzeniu stanu wojennego: „Wracaj Edek do koryta, lepszy złodziej, niż bandyta”.

Równo pięćdziesiąt lat temu, 25 stycznia 1971 roku, nowy pierwszy sekretarz Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej Edward Gierek rzucił strajkującym robotnikom Gdańska słynne pytanie:
Pomożecie?!

Samo spotkanie Pierwszego z protestującymi było w PRL bez precedensu, nie zdobył się na taki gest żaden z jego poprzedników. Warto przypomnieć, kim w ogóle był I sekretarz KC PZPR.

W systemie słusznie minionym miał władzę absolutnego monarchy, niekoniecznie oświeconego, odwoływalnego przez śmierć (Bolesław Bierut) lub chorobę (oficjalnie Władysław Gomułka). Od władców w systemie absolutyzmu oświeconego w siedemnastowiecznej i osiemnastowiecznej Europie różnił się ten model, zwany od Władywostoku po Łabę demokracją socjalistyczną, brakiem dziedziczności tronu.

I właśnie ktoś taki przekroczył bramę Stoczni im. Adolfa Warskiego w Szczecinie. Bo dwa dni przed Gdańskiem – gdzie stoczni dopiero co nadano imię komunistycznego przywódcy Włodzimierza Lenina – był Szczecin, gdzie pierwszy raz (i ostatni) w historii bloku radzieckiego urzędujący pierwszy sekretarz przekroczył bramę strajkującego zakładu.

W legendzie kolportowanej przez ówczesne media odwaga sekretarza miała zaprocentować dwa dni później i w innym miejscu entuzjastyczną odpowiedzią zebranych: „Pomożemy!”. Rzeczywiście, na nagraniu słychać oklaski i jakiś nieartykułowany słaby aplauz. Spotkanie z sekretarzem w budynku miejskiej rady narodowej w Gdańsku było „zabezpieczone”, byli tam wyselekcjonowani strajkujący oraz aktyw partyjny gdańskich zakładów pracy.

Wspomnienia z tego wydarzenia mówią o odpowiedzi: „Pomożemy”, którą wspominający słyszeli. Słyszy się często to, co bardzo chce się usłyszeć i w tym wypadku tak było – propaganda PRL miała niewiele do roboty, by utrwalić zaufanie społeczne towarzyszące Edwardowi Gierkowi na początku jego panowania.

Zastąpił siermiężnego, ascetycznego Gomułkę


Właśnie fatalnie skończyła się epoka Władysława Gomułki, strajki grudniowe przyniosły na Wybrzeżu 44 ofiary śmiertelne i mocno ponad tysiąc rannych. Fakt, że władza nie przysłała wojska, a przyjechała sama – Gierkowi towarzyszyli inni najwyżsi przedstawiciele kierownictwa państwa – musiał wywołać dobre wrażenie. Nowa po grudniu fala strajków w Gdańsku i Szczecinie została wygaszona przez Edwarda Gierka, choć jego wizytom nie towarzyszyły obietnice cofnięcia podwyżek cen żywności, które doprowadziły do strajków Grudnia ‘70. Z podwyżek władze się wycofały dopiero w lutym 1971 roku w wyniku nieprzejednanej postawy łódzkich włókniarek. I tak rozpoczęła się dekada Gierka w wielu sondażach określana po latach przez respondentów ze zdumiewającą przychylnością. Było rzeczywiście tak dobrze, czy byli wtedy młodsi?

Na pewno Gierek po Gomułce to był ktoś, kto mógł budzić nadzieje. Poprzednik zakończył urzędowanie krwawą łaźnią na Wybrzeżu, przedtem był marzec 1968 roku oraz ochocza interwencja wojsk Układu Warszawskiego w Czechosłowacji. Ekonomicznie druga połowa czternastolecia Gomułki też wyglądała coraz gorzej, co jeszcze podkreśliły grudniowe podwyżki cen. Czasy Władysława Gomułki były szare i siermiężne, wszyscy zarabiali niewiele, co było zgodne z panującą ideologią równościową. Luksusem, o którym marzyli Polacy, był wyrób samochodopodobny Syrena, mieszkanie w bloku ze ślepą kuchnią, gdzie na trzydziestu kilku metrach upychano rodziny i – bardziej dostępne – adapter Bambino i pralka Frania.

Sam Pierwszy żył co prawda w trzypokojowym mieszkaniu, lepiej niż większość, ale to nie żadna willa. Z oszczędności dzielił najtańszego papierosa na połówki i przekonywał co bardziej rozwydrzonych konsumpcyjnie towarzyszy z kierownictwa, że importowane cytryny z powodzeniem zastępuje kiszona kapusta. „Po co komu ta kawa?!” – miał zareagować na wiadomość, że do Kolumbii sprzedano barterowo statek za kawę.

Towarzyszom z Fabryki Samochodów Osobowych na Żeraniu, gdzie działała jego Podstawowa Organizacja Partyjna, powiedział w 1967 roku po podwyżce cen: „Co wy się burzycie, przecież w końcu robotnik szynki nie je, tak że was to nie dotyczy. Ja wam powiem, że ja jako robotnik miałem przed wojną 2 koszule, a wy na pewno macie teraz po 5–6 koszul co najmniej, więc jest postęp, czy nie ma postępu?”. Ile koszul miał sam Pierwszy, nie wiadomo, a co do szynki, to profesor Adam Schaff z rozrzewnieniem wspominał kaszankę na kolacjach u towarzysza Gomułki.

Z pułapu dwóch koszul rzeczywiście w czasach Gomułki nastąpił ogólny wzrost zamożności, a jeszcze przed wojną nie było pralek do prania tych koszul. Gomułka w prawie każdym przemówieniu porównywał dane makroekonomiczne i produkcji rolnej z czasami przedwojennymi. Tu i ówdzie już przegoniliśmy, gdzieniegdzie doganiamy. II RP w tym propagandowym wyścigu z PRL była ciągle przywoływana jako punkt odniesienia, ale w tej rywalizacji był to zawodnik, który w 1939 roku stanął w miejscu, a PRL ciągle biegła, goniła i przeganiała, ku satysfakcji słuchaczy. Kwintale z hektara i traktory na hektar, tony na dniówkę i roboczogodzinę – kto tego nie słuchał, nie wie jak nudna potrafi być władza.

Oprócz szczegółowych danych ekonomicznych, nieraz do dwóch miejsc po przecinku, przemówienia Gomułki zawierały obowiązkowe straszenie odwetowcami z Bonn (po podziale Niemiec, przeniesiono tam stolicę RFN). Jeżeli nie będziemy się trzymać ZSRR, to oni przyjdą i zabiorą Ziemie Odzyskane – dawał wyraźnie do zrozumienia pierwszy sekretarz.

Skostniały, ascetyczny, drobiazgowy pracoholik, przedwojenny ślusarz po przyspieszonych kursach marksizmu nie znosił inteligencji twórczej, co nie przeszkadzało, że czasem dawał własne opinie o dziełach i prądach artystycznych: „Za przykładem niektórych ekstremistów znad Sekwany zaczęto i u nas lansować tzw. antypowieść i antyfilm, a co gorsza, zaczęto głosić filozofię beznadziejności i rozpaczy, zagubienia i samotności człowieka, filozofię bezsensu życia, zaczęto przenosić bezkrytycznie na nasz grunt poglądy z innego świata, ze świata kapitalizmu skazanego przez historię na zagładę”.

Gierkowski błysk Zachodu


Po Gomułce, nazywanym Gnomem przez Janusza Szpotańskiego w jego operze „Cisi i Gęgacze” (autor odsiedział trzy lata za utwór), postawny i gładki w obyciu Gierek robił na wszystkich dobre wrażenie. Część życia spędził w Belgii i Francji, mówił biegle po francusku i na nim lepiej leżały garnitury. Za jego czasów można było dostać paszport na wyjazdy na Zachód, chyba że z ważnych względów społecznych się go nie dostało.

Licząc od początku do końca dekady jego rządów ponad dwukrotnie wzrosły przeciętne wynagrodzenia. Polacy w Warszawie pili coca colę, a w Krakowie i na Wybrzeżu – pepsi. Zaczęto produkcję samochodu „dla Kowalskiego”, czyli Fiata 126p, który szybko zaczął kosztować 160 tysięcy złotych, przy przeciętnej pensji w połowie dekady 4 tysiące. Pojawiła się w większym wyborze elektronika i sprzęt AGD – w drugiej połowie lat siedemdziesiątych produkowany w Polsce na radzieckiej licencji telewizor kolorowy Rubin, za jedyne ponad 20 tysięcy.

Głęboka szarość codzienności rozjaśniła się nieco, a Pierwszy był przyjmowany przez prezydentów i koronowane głowy. W Polsce byli z wizytą trzej prezydenci USA, prezydent Francji i kanclerz Niemiec (NRF). Z kanclerzem Helmutem Schmidtem i Valerym Giscardem d'Estaign Gierek widywał się także prywatnie. Zaczęło być światowo.

W 1972 roku powstał Pewex – w jego sklepach za waluty wymienialne (lub specjalne bony) można było kupić niedostępne na rynku towary z Zachodu. Na czarnym (jedynym) rynku walutowym przez większość dekady dolar kosztował 100 złotych, to znaczyło, że butelka taniej whisky była dostępna za jedną ósmą przeciętnej pensji, a kurtka dżinsowa za prawie połowę. Jednak gierkowskie otwarcie na świat to także powstanie grupy obywateli polskich zarabiających przynajmniej częściowo w dolarach. Nielegalnie – podczas wyjazdów turystycznych – i legalnie na stypendiach naukowych i kontraktach budowlanych. Obie te pule chciał zgarnąć Pewex, bo ojczyzna potrzebowała dewiz jak nigdy przedtem.

Propaganda czasów Gierka nie żałowała haseł. Jedno z nich to: „Aby Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej”. Ta „siła” to pewnie, jak za Gomułki, przemysł ciężki. Dostatniejszego życia poprzednik Gierka nie przewidywał, a on – owszem. Aby to osiągnąć potrzebna była „Polityczno – moralna jedność narodu”, bo przecież „Polak potrafi” i wnet „Zbudujemy drugą Polskę”. W tym celu PRL brał na Zachodzie kredyty, za które miano zakupić na tym samym Zachodzie nowe technologie i te kredyty łatwo spłacić.

W rzeczywistości już w połowie dekady pojawiły się „przejściowe trudności”: obsługa długu pożerała trzy czwarte, a może więcej zasobów dewizowych państwa. Polskich, nadal tandetnych wyrobów nie chciano na zachodnich rynkach. Sytuację ratował nieco trzeci świat i tradycyjnie eksport węgla. Węgla sprzedawano tyle, że nawet w dużych miastach brakowało prądu, a przemysł miewał kosztowne przestoje.

Kredyty przejadano, kupując zboże za granicą dla rolniczego jeszcze kraju, który dopiero budował swoją potęgę gospodarczą. Zbudowana w propagandzie teza o dziesiątej pozycji wśród potęg przemysłowych świata była obowiązująca. A sama propaganda sukcesu sięgnęła poziomu nie do wyobrażenia za poprzednika.

W każdy „Dzienniku Telewizyjnym” i każdej „Kronice filmowej” i na pierwszych stronach gazet lała się triumfalnie surówka, kręciły zawrotnie snopowiązałki , a ludzie pracy ochoczo i z uśmiechem podejmowali zobowiązania produkcyjne, często w obecności pierwszego sekretarza, który był wszędzie z gospodarskimi wizytami. Za Gomułki w urzędach i szkołach, niekiedy nawet w sklepach i placówkach usługowych wisiały portrety pierwszego sekretarza, premiera i przewodniczącego Rady Państwa. Nowocześniejszy Gierek z tym zerwał i postawił na swój obraz ruchomy. Prezes TVP Maciej Szczepański mówił, że codziennie „wbija milion gwoździ w milion desek”. Naprawdę wbijał więcej. Telewizji sekundowała prasa, ale to już był nie ten zasięg – telewizor za Gierka mieli w domu właściwie wszyscy.

Czy się stoi, czy się leży…


W ustroju socjalistycznym, błędnie nazywanym komuną (wtedy komunistami określali się partyjni we własnym gronie, mas nie drażniono), wszyscy mieli „sprawiedliwie” zarabiać po mniej więcej równo przy pełnym zatrudnieniu. A w latach siedemdziesiątych zatrudnić trzeba było wyż demograficzny. „Czy się stoi, czy się leży, dwa tysiące się należy” – to powiedzenie z przełomu epok Gomułki i Gierka zdezaktualizowało się szybko co do kwoty, ale nie co do treści.

Należała się praca i pieniądze coraz bardziej zdemoralizowanym zatrudnionym. Niekoniecznie ze swojej winy. Młody robotnik oswajał się z przestojami powodowanymi brakiem energii, złą kooperacją i łańcuchem dostaw oraz bezsensem ekonomicznym w swoim miejscu pracy. Za kredyty modernizowano części linii produkcyjnych, których wydajność nie pasowała do innych linii w zakładzie. Wszystko było coraz bardziej na pokaz, na 1 maja i 22 lipca (w PRL Święto Odrodzenia Polski, hucznie obchodzone w rocznicę ogłoszenia w 1944 roku komunistycznego Manifestu Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego), na akcje i fronty robót. Gierek stworzył gigantyczną potiomkinowską wioskę, w którą – jak można sądzić z „Przerwanej dekady”, wywiadu Janusza Rolickiego z sekretarzem po latach – sam w dużej mierze uwierzył.

Kredytowany sen o potędze Edwarda Gierka został brutalnie przerwany strajkami w Radomiu i Ursusie w 1976 roku. Jak w Grudniu ‘70 znów poszło o podwyżkę cen żywności.

Gospodarka planowa, nieposługująca się rachunkiem ekonomicznym tylko doktryną swojej „wyższości” nad gospodarką rynkową, wpada cyklicznie w kryzys – zwłaszcza, jeżeli społeczeństwo czegoś oczekuje od życia. Państwo, jedyny producent, klient i pracodawca nie może zapewnić zrównoważonego rozwoju. Czy się postawi, jak po wojnie, na przemysł ciężki, czy także na konsumpcję, efekt będzie podobny.

Podwyżki płac za Gierka spowodowały nawis inflacyjny, to znaczy, że klienci z pieniędzmi przychodzili do coraz bardziej pustych sklepów. Pustych, bo państwowy producent nie nadążał za podwyżkami płac. W ten sposób tracił, a gdyby nadążał, to straciłby więcej, bo ceny rożnych artykułów w socjalizmie nie zawsze pokrywają koszty jego wytworzenia, co dopiero mówić o zysku. A jeżeli w danym wyrobie były części kupione do jego produkcji za dewizy, to już nie była sprzedaż, a prawie prezent.

Tworzyły się kolejki, zapisy, przedpłaty na elektronikę, samochody (to akurat droga do nikąd), meble i wszystko inne poza podstawową żywnością. Lepszych gatunków mięsa i wędlin zaczęło zwyczajnie brakować w drugiej połowie dekady. Co nie dziwi, gdy inwestuje się w PGR-y, nierentowne z socjalistycznego założenia, a rolnictwo prywatne, dające 80% produkcji na rynek, ma trudności z paszą, nawozami, maszynami. W sytuacji, gdy prawie całe zyski z eksportu zjada dług, to podwyżka cen na podstawowe artykuły żywnościowe wydaje się władzy koniecznością.

Edward Gierek nie użył broni wobec strajkujących, ale za to pobicia na komisariatach miały charakter systemowy – określenie „ścieżka zdrowia” pochodzi właśnie z Radomia z 1976 roku. W pamięci o nim zostało jednak, że jako jedyny z sekretarzy – efemerycznego Edwarda Ochaba można pominąć – nie strzelał.

Ten przyjmowany nawet w Białym Domu, co nie było w zwyczaju wobec przywódców bloku sowieckiego, mający opinię liberała i pragmatyka pierwszy sekretarz powiedział na telekonferencji do sekretarzy Komitetów Wojewódzkich: „Trzeba załodze tych czterdziestu paru zakładów, które strajkowały, powiedzieć, jak my ich nienawidzimy, jacy to są łajdacy, jak oni swoim postępowaniem szkodzą krajowi. (...) To musi być atmosfera pokazywania na nich jak na czarne owce, jak na ludzi, którzy powinni się wstydzić, że w ogóle są Polakami, że w ogóle na świecie chodzą”. I na tej samej konferencji do sekretarza Komitetu Wojewódzkiego w Radomiu: „Powiedz tym swoim radomianom, że ja mam ich wszystkich w dupie (…). Zrobiliście taką rozróbę i chcecie, by to łagodnie potraktować? To warchoły, ja im tego nie zapomnę”.

Lepszy złodziej niż bandyta


W 1976 roku została znowelizowana Konstytucja Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, która została krajem socjalistycznym (dotychczas demokracji ludowej), PZPR przewodnią siłą społeczeństwa w budowie socjalizmu, zaś PRL w swej polityce umacniała przyjaźń ze Związkiem Socjalistycznych Republik Radzieckich i pozostałymi krajami bloku. Pierwotny projekt zmian brzmiał jeszcze gorzej i w zakresie przyjaźni z ZSRR bardziej ograniczał suwerenność PRL. Przeciwko projektowi protestowali intelektualiści w „Liście 59”.

Edward Gierek odznaczył Virtuti Militari – orderem wojennym przyznawanym za szczególne zasługi bojowe – Leonida Breżniewa, który podczas wojny był komisarzem politycznym i jego zasługi na polu bitwy nie są znane. Od 1974 roku zauważalnie zaostrzyła się cenzura, co jest doskonale udokumentowane w „Czarnej księdze cenzury”, zbiorze instrukcji cenzorskich wywiezionych potajemnie do Szwecji.

Powstała po 1976 roku i zorganizowana w Komitecie Obrony Robotników oraz Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela, opozycja polityczna mogła działać. Groziły za to zwolnienia z pracy, zatrzymania milicyjne i niekiedy pobicia – po Radomiu coraz rzadsze – a także odmowa wydania paszportu, niezbędnego do wyjazdu za granicę. Te kilkaset osób w całym kraju to była kropla w morzu biernego społeczeństwa, tulonego do snu „Dziennikiem Telewizyjnym”, ale stanowiła zaczyn tego, co się stało w sierpniu 1980 roku, czyli końca Gierka. Za Gomułki opozycjoniści wydający niezależne gazetki i książki oraz podpisujący różne żądania wobec władzy dostaliby wieloletnie wyroki. Gierek miał spętane ręce – musiał wobec Zachodu udawać liberała, bo ciągle potrzebował kredytów.

Lud, zawsze dowcipny, przekształcił jedno z haseł z początku dekady na: „Aby Polska rosła w siłę, a ludzie dostali żytniej”. W spożyciu alkoholu na głowę Polska zaczęła przodować w Europie. Mówiono także: „Chcesz cukierka, idź do Gierka” – trafnie oceniając spełnienie marzeń o drugiej Polsce, w której czego z pożyczek nie przejedzono, to utopiono w gigantycznych i nie bardzo potrzebnych inwestycjach, jak Huta Katowice.

W systemie, gdzie każdy sekretarz Komitetu Wojewódzkiego zarabiał oficjalnie nieco ponad dwie średnie krajowe, konieczny stał się system talonów i specjalnego zaopatrzenia, a ludzie widzieli, że władza kradnie. Rodzinie Pierwszego naliczono kilka domów, a pod stolicą każdego województwa wyrastał lokalny Złodziejówek (określenie Piotra Wierzbickiego). Równościowe ideały, wbijane do głów przez propagandę PRL, zakorzeniły się solidnie. Choć za Gierka można już było coś mieć i społeczeństwo znosiło wyższy status różnych grup zawodowych – jak dyrektorzy wielkich zakładów, czy lekarze, inżynierowie, a nawet robotnicy po kontraktach zagranicznych (do tradycyjnie lepiej wynagradzanych górników nikt nie miał pretensji) – to zamożność władzy budziła złą krew.

Zapomniano to po latach, czego dowodzą sondaże robione już w III RP. Pamięta się pierwsze mieszkanie, których Gierek wybudował najwięcej ze wszystkich sekretarzy w tandetnych, brzydkich blokach z wielkiej płyty, gdzie ściany mogły być krzywe, ale kuchnie miały już okna. Pamięta się Dworzec Centralny w Warszawie, Centralną Magistralę Kolejową, drogę szybkiego ruchu Katowice-Warszawa (tzw. Gierkówka), Trasę Łazienkowską. Szerokie tory od granicy ZSRR do Huty Katowice może już mniej. Na wsi Gierek zniósł dostawy obowiązkowe i podniósł ceny skupu, do czasu można było liczyć na tanie kredyty w rolnictwie i w mieście, na zakup maszyn, nawozów, budowlane, dla młodych małżeństw itp.

Ludzie zapewne pamiętają pierwsze dżinsy, paszport, pralkę automatyczną i to, że mieli wtedy po dwadzieścia lat. Wytłumaczenie miejsca Edwarda Gierka w pamięci Polaków nie jest łatwe, ale na pewno kuszące dla nauk społecznych. Ważne wydaje się, co było przed Gierkiem i po Gierku. Na tym tle Edward Gierek wypada znakomicie, co odzwierciedliły napisy na murach, które pojawiły się jakiś czas po wprowadzeniu stanu wojennego przez Wojciecha Jaruzelskiego: „Wracaj Edek do koryta, lepszy złodziej, niż bandyta”.


© Krzysztof Zwoliński
22 stycznia 2021
źródło publikacji:«Od „Pomożecie?” po „Chcesz cukierka, idź do Gierka”. Tajemnice pamięci historycznej»
www.Tygodnik.TVP.pl





Ilustracja © domena publiczna / Archiwum ITP²

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz