Szczepionki, agenci i tajemnice
A to się narobiło! Rząd dobrze chciał, a tymczasem wszystko wskazuje na to, że wyszło jak zawsze. Zaraz po Bożym Narodzeniu rząd z ogromnym przytupem przystąpił do kampanii „wyszczepiania” obywateli. Przypuszczam, że wyszczepienie się celebrytów i innych szczęściarzy było elementem kampanii propagandowej, na co wskazywałoby rozkręcenie afery w sprawie bądź co bądź marginalnej, a przede wszystkim to, że po rozdmuchaniu tej afery zainteresowanie szczepionkami gwałtownie wzrosło. Ale to mógł być tylko wstęp do kampanii zasadniczej. Kiedy bowiem rozpoczęła się rejestracja „seniorów” do „wyszczepiania”, okazało się, że firma Pfizer, która - jak nas o tym przez kilka tygodni wcześniej zapewniały telewizje rządowe i nierządne – te szczepionki Unii Europejskiej już „sprzedała” - ni z tego, ni z owego „wstrzymała dostawy”. W związku z tym, chociaż raz puszczona w ruch akcja rejestrowania „seniorów” do „wyszczepiania” rozwija się siłą inercji według własnej dynamiki, to szczepionek zabrakło. To znaczy – nie zabrakło, bo rząd zapewnia, iż ci obywatele, którzy zaszczepili się pierwszą dawką, dostaną dawkę drugą, bez której szczepionka się nie przyjmuje, podobnie jak pierwszy chrzest, który nie przyjął się panu Andrzejowi Szczypiorskiemu – a przynajmniej takie wiadomości krążyły wtedy na mieście. Czy tak jest rzeczywiście – o tym przekonamy się już wkrótce – ale już teraz pojawiają się komunikaty, że „seniorzy” będą się „wyszczepiać” znacznie dłużej, niż to początkowo optymistycznie zapowiadano. Do kiedy? Tego nikt jeszcze nie wie, podobnie jak nikt dokładnie nie wie, jak długo jeszcze potrwa sławna „narodowa kwarantanna”. Kiedy została przedłużona do końca stycznia z perspektywą dalszego przedłużenia, zaniepokojeni właściciele małych i średnich przedsiębiorstw, w które „narodowa kwarantanna” uderza najboleśniej, sprowadzając je na skraj bankructwa, postanowili wziąć sprawy w swoje ręce i nie oglądając się na rząd i jego surowe zakazy, zaczęli otwierać hotele restauracje i kawiarnie. Rząd oczywiście „surowe głosi kary” polecając obkładać winowajców grzywnami do wysokości nawet 30 tysięcy złotych, ale nie ma pewności, czy ta pryncypialna surowość aby na pewno ma podstawy prawne. Chodzi między innymi o to, że konstytucja, którą tak wielu obywateli z Kukuńkiem na czele tak umiłowało, w art. 31 stanowi, że nikogo nie można zmuszać do tego, czego prawo mu nie nakazuje, a jeśli nawet można, to tylko na podstawie ustawy, a nie rozporządzenia, jak to zrobił rząd. Inną wątpliwość wzbudza art. 64 ust. 3, który stanowi, że własność może być ograniczona tylko w drodze ustawy i tylko w zakresie, w którym nie narusza ona istoty prawa własności. Tymczasem do istoty prawa własności należy możliwość korzystania z rzeczy, a więc na przykład – z restauracji, czy hotelu, to znaczy – do używania ich zgodnie z ich przeznaczaniem i pobierania z tego tytułu pożytków. Wygląda zatem na to, że nawet gdyby lockdown był wprowadzony na podstawie ustawy, a nie rozporządzenia, to nie jest wcale pewne, czy byłaby ona zgodna z zacytowanym przepisem konstytucji. To właśnie pokazuje, jak rządy wykorzystały epidemię do uchwycenia władzy dyktatorskiej, bez oglądania się na jakieś tam konstytucyjne gwarancje.
Wygląda tedy na to, że zaprezentowane przez drobnych i średnich przedsiębiorców obywatelskie nieposłuszeństwo nie jest pozbawione konstytucyjnych podstaw tym bardziej, że w braku innych legalnych uregulowań, konstytucję można stosować bezpośrednio. Tak właśnie chyba uważa pan Sebastian Pitoń, będący nieformalnym liderem „góralskiego weta”. Z tego powodu rządowi propagandyści poinformowali, że nie jest on „prawdziwym góralem”, a pan poseł Mularczyk zasugerował nawet, że może on być agentem Putina – w najlepszym razie – nieświadomym. Przypomina mi to sytuację z czerwca 1976 roku, kiedy to uczestników rozruchów w Radomiu i Ursusie określano jako „przyjezdnych”, bo miejscowi robotnicy – wiadomo - bez żadnych wątpliwości popierają partię i rząd. Podobnie z Putinem. W marcu 1968 roku oficer prowadzący z naszą 3 kompanią zmotoryzowaną Studium Wojskowego UMCS ostre strzelanie, skomentował słabe wyniki następująco: cała kompania nie wykonała strzelania, mimo, że karabinki były przystrzelane, warunki widoczności dobre. Podejrzewam waszą złą wolę, więc każden jeden żołnierz, który nie wykona strzelania, będzie uważany za agenta Bundeswehry. Okazuje się, że metody stosowane w PRL nie tracą swojej użyteczności w demokratycznym państwie prawnym, więc nic dziwnego, że są skwapliwie stosowane.
Oczywiście nie w sposób niewolniczy, tylko twórczy. W dzisiejszych czasach oskarżanie kogokolwiek o to, że jest – niechby nawet nieświadomym – agentem Bundeswehry, byłoby politycznie absolutnie niestosowne, więc w tej sytuacji Putin jest, jak znalazł. Rozumie to doskonale Donald Tusk, który z okazji wyznaczenia przez Naszą Złotą Panią naszego przyszłego Złotego Pana, czyli szefa CDU, wypowiedział w języku niemieckim te skrzydlatego słowa, jak wiele Europa zawdzięcza Niemcom. Został z tego powodu bezpardonowo skrytykowany przez płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm, chociaż można powiedzieć, że zachował się powściągliwie. W przeciwnym razie mógł zakończyć swoje przemówienie okrzykiem: Heil Hitler! - bo przecież nie można powiedzieć, by Europa temu wybitnemu przywódcy socjalistycznemu niczego nie zawdzięczała. Ta chwalebna powściągliwość przynosi zaszczyt politycznemu wyrobieniu Donalda Tuska, w którym Nasza Złota Pani szczególnie sobie upodobała do tego stopnia, że nigdy nie porzuciła myśli o tym, by w roku 2025 na białym koniu wjechał do Pałacu Namiestnikowskiego w Warszawie, gdzie, jak wiadomo, rezydują tubylczy prezydenci. Toteż Donald Tusk, jakby już wchodząc w buty przyszłego kandydata, wezwał całą opozycję do zwarcia szeregów. Wprawdzie taktownie powstrzymał się od postawienia kropki nad „i” - że powinna zewrzeć szeregi wokół jego osoby - ale to się przecież rozumie samo przez się. Niestety – albo „stety” - nie jest to takie oczywiste, bo właśnie został opublikowany sondaż, z którego wynika, że na drugim miejscu po PiS-ie, w którym upodobało sobie 35 procent obywateli, uplasował się ruch 2050 Szymona Hołowni z poparciem 18 procent, podczas gdy ugrupowanie Wielce Czcigodnego posła Pupki znalazło się na miejscu trzecim, z poparciem zaledwie 14 procent. Widać z tego, że Nasza Złota Pani sobie, ale Nasz Najważniejszy Sojusznik też nie zasypia gruszek w popiele i przygotowuje alternatywę na wypadek, gdy PiS wywróci się na skutkach walki z epidemią zbrodniczego koronawirusa. Zresztą nie tylko na skutkach walki z epidemią. Oto na koncie internetowym Wielce Czcigodnego posła Marka Suskiego ukazały się roznegliżowane fotografie pewnej działaczki PiS. Pan poseł twierdzi, że ktoś mu się włamał, a w dodatku tak skutecznie, że nie może tych zdjęć usunąć. Tego wykluczyć nie można, bo skoro zimny ruski czekista Putin wykonuje cyberataki na same Stany Zjednoczone, to cóż dopiero mówić o Wielce Czcigodnym pośle Suskim? Inna sprawa, że to nie Putin zrobił tej pani zdjęcia na golasa; podobno zrobiła je sobie sama, a w takim razie warto postawić pytanie – w jakim to celu? Tajemnica to wielka i nie rozwiewa tej mglistości nawet okoliczność, że to ścisłe kierownictwo PiS rozdziela konfitury władzy. W takiej sytuacji lepiej nie łamać i nie wyskrobywać świętych pieczęci tajemnicy zarówno w tej sprawie, jak i w sprawie szczepionek, których nie ma, ale przecież są.
Rosną cienie w talii kart
„By mogła zapanować równość, trzeba wpierw wszystkich wdeptać w gówno. By człowiek był człowieka bratem, trzeba go wpierw przećwiczyć batem” - twierdzi Janusz Szpotański w nieśmiertelnym poemacie „Towarzysz Szmaciak”. Nawiasem mówiąc, właśnie ukazało się kolejne wydanie utworów Janusza Szpotańskiego, obejmujące zarówno „Gnoma”, czyli operę „Cisi i Gęgacze”, jak i inne utwory, których bohaterem był Władysław Gomułka, dalej - „Carycę i zwierciadło” oraz oczywiście - „Towarzysza Szmaciaka”. Zwracam na to uwagę, bo Janusz Szpotański został przez Władysława Gomułkę w marcu 1968 roku scharakteryzowany jako „człowiek o moralności alfonsa”, za za „Operę” dostał od niezawisłego sądu 3 lata więzienia. Podczas procesu zeznawała księżna Radziwiłłowa, która na pytanie, o czym śpiewał Janusz Szpotański odparła, że może on coś tam i śpiewał, ale ja nie zapamiętałam, bo to nie było o nikim z towarzystwa. Dzisiaj może jeszcze nie tkwimy tak głęboko w etapie surowosci, ale tylko patrzeć, jak za takie odzywki, jak księżnej Radziwiłłowej, która najwyraźniej wykroczyła przeciwko świętej zasadzie równości, niezawisłe sądy dostaną rozkaz, by sypać piękne wyroki, a Szpotański, oczywiście gdyby żył, to, już by pewnie nie wylazł z więzienia za „mowę nienawiści” - bo jak inaczej potraktować stwierdzenie, że „by człowiek był człowieka bratem, trzeba go wpierw przećwiczyć batem”? Skoro u Naszego Najważniejszego Sojusznika zapowiadana już jest walka z „ekstremistami” i „rasistami”, na razie w wojsku, ale potem i wśród głupich cywilów, to prędzej, czy później ta zaraza dojdzie i do nas. Więc pomyślmy chwilę; kto jest ekstremistą? Ekstremista, to człowiek, który trzyma się swoich poglądów. Na pozór nie byłoby w tym nic złego, ale sęk w tym, że ekstremiści mają poglądy niesłuszne, a nawet – głęboko, niesłuszne. A które poglądy są niesłuszne? To proste, jak budowa cepa; te, które nie są zgodne z aktualną linią partii, w awangardzie której była i jest żydokomuna.
Ta zbrodnicza brednia, która z sprawą żydokomuny rozrasta się, „jak grzyb trujący i pokrzywa”, mimo całej złowrogiej wymowy ma również niezamierzone elementy komiczne. Oto pewna pani, która podobno gra w brydża, doszła do wniosku, że to niedobrze, kiedy król bije damę. Wprawdzie dama bije waleta, więc może się w ten sposób odegrać za przemoc, jakiej doznaje ze strony króla, ale jeśli nawet, to przewaga króla nad damą urąga świętej zasadzie równości wszystkich 77 zidentyfikowanych dotychczas płci. Nawiasem mówiąc, Stanisław Cat-Mackiewicz twierdzi w „Herezjach i prawdach”, że karty do gry zostały wymyślone dla francuskiego króla Karola VI w czasie, gdy był wariatem. Ekstrawaganckie stroje, w jakie ubrani są królowie, damy i walety, to właśnie stroje z ówczesnej epoki. Król siedząc na schodach, grał w karty z żołnierzami ze swojej gwardii przybocznej – co dzisiaj mogłoby zostać uznane za prefigurację równości – ale średniowieczni ludzie nie byli tacy jednowymiarowi, jak ludzie współcześni. Kiedy Karol VI dostawał ataków furii, wówczas posyłano po jego bratową, żonę księcia Orleańskiego Walerię, pochodzącą z mediolańskiej rodziny Viscontich. Na widok Walerii król podobno natychmiast się uspokajał. Ponieważ królowa Izabela bała się z nim sypiać, to kładziono mu do łóżka panienkę, urodzoną w roku 1390 Odinettę de Champsdivers, która od roku 1405 została jego oficjalną metresą i po trosze – pielęgniarką. Dzisiaj za takowe psoty Karol VI zostałby zaciągnięty przed niezawisły sąd za pedofilię i nic by mu nie pomogły nawet jego żółte papiery – ale wtedy takiej pruderii, jak obecnie jeszsze nie było. „Dawniej ludzie mniej mieli kultury lecz byli szczersi” - twierdził Tadeusz Boy-Żeleński. Warto, by wzięła to pod uwagę moja faworyta, Wielce Czcigodna Joanna Scheuring-Wielgus, która uważa, że w Średniowieczu była większa ciemnota, niż teraz.
Wróćmy jednak ze Średniowiecza do współczesności. Otóż w imię świętej równości między wszystkimi 77 odkrytymi dotąd płciami, panienka-reformatorka zamiast królów, dam i waletów wprowadziła kolory: złoty, srebrny i brązowy. No, pięknie – ale czy te metale aby na pewno są sobie równe? Żeby się o tym przekonać, niech no ktoś spróbuje zamienić złotą sztabkę na srebrną, albo brązową. O ile przeżyłby ten eksperyment dzięki walczącym w szpitalu o jego życie doktorom, to mógłby nawet zostać oskarżony o oszustwo przed niezawisłym sądem. Okazuje się, że wprowadzenie równości do kart do gry nie jest taką prostą sprawą tym bardziej, że talii są jeszcze przecież karty nie figuratywne, tylko liczbowe. Jakże tedy dziesiątkę zrównać – dajmy na to – z trójką? Czy wtedy jakakolwiek gra byłaby jeszcze możliwa?
Od czego jednak jest nauka zwana jurysprudencją? Ona jest właśnie od tego, by takie wątpliwości, takie węzły gordyjskie rozcinać. Oto w roku 1991 weszła w życie ordynacja wyborcza, w której przewidziano pewne przywileje dla mniejszości niemieckiej. Nie byłoby może w tym nic osobliwego, gdyby nie to, że wtedy nadal obowiązywała konstytucja PRL, do której wprawdzie wprowadzono pewne modyfikacje, ale utrzymano art. 81, stanowiący że jakakolwiek dyskryminacja albo uprzywilejowanie ze względu m.in. na przynależność narodową, podlega karze. Wystosowałem tedy pismo do Trybunału Konstytucyjnego, którego prezesem była wtedy pani prof. Ewa Łętowska, zwracając uwagę na tę sprzeczność. Po jakimś czasie otrzymałem z Trybunału przesiąkniętą fałszem i krętactwami odpowiedź, z której mogłem wydestylować zasadę, że „prawdziwa” równość obywateli wobec prawa ma miejsce wtedy, gdy prawo obywateli traktuje nierówno. Okazuje się, że z równością jest tak samo, jak z wolnością, co już dawno zauważył Sławomir Mrożek, że „prawdziwa” wolność jest tam, gdzie nie ma zwyczajnej wolności.
Widzimy zatem, że dzięki jurysprudencji i wilk może być syty i owca cała. Wystarczy tylko zadekretować, że uprzywilejowanie w talii kart dziesiątki względem trójki nie jest żadnym naruszeniem zasady równości liczb, tylko własnie prawdziwą realizacją tej zasady. Myslę, że ten wynalazek warto zapamiętać, bo skoro już wchodzimy w etap surowości i pogrążamy się w szaleństwo, niczym francuski król Karol VI, to na pewno w niedalekiej przyszłości on nam się przyda.
Czarno widzę
„Polam – i wszystko jasne!” – głosił slogan reklamowy warszawskiej fabryki żarówek im. Róży Luksemburg. Róża Luksemburg, podobnie jak inna komunistka, Klara Zetkin, była – jak ją nazwał Janusz Szpotański – „rewolucyjną jamnicą” – no i właśnie dlatego komuna nazwała tę fabrykę jej imieniem. Dzisiaj już jej chyba nie ma, ale być może już jest, albo będzie na tym miejscu obelisk upamiętniający pana red. Adama Michnika, który przez jakiś czas tam pracował. Zebrało mi się na te wspominki ani ze względu na Różę Luksemburg, ani tym bardziej – Klarę Zetkin, ani nawet samego pana red. Michnika, tylko dlatego, że ten reklamowy slogan – oczywiście po odpowiedniej trawestacji – idealnie pasuje do sytuacji, jaka wytworzyła się w Stanach Zjednoczonych po objęciu stanowiska prezydenta przez Józia Bidena.
Zwycięstwu Józia w wyborach prezydenckich towarzyszyły oskarżenia o fałszowanie wyborów – ale nie znalazły one uznania w oczach tamtejszych sądów, które są pewnie znacznie niezawiślejsze nawet od słynących na całym świecie z niezawisłości sądów w Poznaniu. Jest to jeszcze jeden dowód, że ogłoszona 1968 roku operacja „długiego marszu przez instytucje” zakończyła się w USA pełnym sukcesem, dzięki czemu możemy potwierdzić słuszność spiżowego spostrzeżenia klasyka demokracji Józefa Stalina, ze najważniejsze jest to, kto liczy głosy. „Wygraj w polu, a wygrasz i w sądzie” – twierdził Klucznik Gerwazy w „Panu Tadeuszu”. Okazuje się tedy, że demokracja – podobnie jak komunizm, na co zwrócił mi uwagę francuski dziennikarz i pisarz Guy Sorman – wszędzie jest taka sama, podczas gdy inne ustroje polityczne często w istotny sposób się od siebie różnią. Na przykład monarchia w starożytnej Asyrii, czy w Rosji za Stalina, różniła się w sposób istotny od – dajmy na to – monarchii w Prusach, nie mówiąc już o Francji za Ludwika XIV.
Okazało się też, że prezydent Trump nie tylko nie miał żadnego planu awaryjnego – i chociaż żydokomuna oskarżała go, że jest wyznawcą bismarckowskiej zasady „siła przed prawem”, to podczas niedawnych murzyńskich rozruchów okazało się, że na żadną „siłę” prezydent Stanów Zjednoczonych liczyć nie może – ale nawet – jeśli podejrzenia, iż sławny „szturm na Kapitol” był prowokacją, na co wskazywałoby zmniejszenie ochrony tego gmachu, są trafne – to znaczy, że prezydent Trump nie mógł liczyć i na tajniaków. Skoro tedy przez cztery lata prezydentury nie udało mu się zorganizować odpowiedniego zaplecza, to znaczy, że nie bardzo nadaje się na przywódcę antykomunistycznej kontrrewolucji. W świetle tego, jego buńczuczne zapowiedzi, że będzie tworzył partię i stanie na jej czele, wydają się mało prawdopodobne choćby już dlatego, że największy opór stawi mu macierzysta Partia Republikańska. Cokolwiek by o niej nie powiedzieć, to jest ona głęboko zakorzeniona na amerykańskiej scenie politycznej, dysponuje strukturami, to znaczy – siecią organizacyjną, aparatem wyborczym i pieniędzmi, podczas gdy Donald Trump musiałby to wszystko dopiero improwizować. W tej sytuacji prawdopodobieństwo, że nowa partia – o ile w ogóle powstanie – wysadzi w powietrze Partię Republikańską, jest bardzo niewielkie.
Pomijając już wpływy, jakie również w Partii Republikańskiej ma lobby żydowskie, to prawdopodobieństwo jest tym mniejsze, że właśnie kandydat Józia Bidena na stanowisko sekretarz obrony włanie zapowiedział czystki w wojsku. Na początek armia ma być oczyszczona z „ekstremistów” i „rasistów”, a potem zostaną tam wprowadzone „parytety” zboczeniowe: taki a taki procent sodomitów, tyle, a tyle lesbijek, tylu onanistów ze wszystkich 77 zidentyfikowanych dotąd płci, no a przecież nekrofile, sadyści i masochiści też nie mogą zostać wykluczeni w możliwości służenia ojczyźnie w siłach zbrojnych. Obok niezamierzonego efektu komicznego te zapowiedzi oznaczają, że skoro taka kuracja przeczyszczająca zostanie zaaplikowana armii, to cóż dopiero mówić o głupich cywilach, którzy przecież nie będą mogli liczyć na nikogo. Tedy „ekstremiści” i „rasiści”, zarówno prawdziwi, jak i domniemani, będą tępieni na skalę masową – jak się można domyślić choćby na podstawie rewolucji bolszewickiej – przez wyspecjalizowaną organizację – czegoś w rodzaju amerykańskiej Cze-Ka. Żydokomuna kontrolująca media i przemysł rozrywkowy zapewni całej operacji osłonę propagandową – jak to było za pierwszej komuny, kiedy to poeci w rodzaju Andrzeja Mandaliana pisali wiersze, jak to majorowi UB objawił się w nocy Feliks Dzierżyński. Wyobrażam sobie, jakie piosenki będzie wtedy śpiewać Lady Gaga, czy Jennifer Lopez. Nawiasem mówiąc, Lady Gaga wystąpiła podczas inauguracji Józia Bidena nie w swoim tradycyjnym stroju roboczym, to znaczy – w majtkach i staniku – tylko założyła ogromna spódnicę, ale w kolorze ogniście czerwonym. A przecież na Cze-Ka się nie skończy, bo jeśli nawet, taki jeden z drugim twardziel jakimś cudem prześliźnie się przez gęste oka sieci, to od czego jest zwalczanie „mowy nienawiści”? Już tam żydokomuna nikomu nie przepuści, więc co bardziej przewidujący Amerykanie podobno zastanawiają się, gdzie by tu wyjechać z walorami ze sprzedanego majątku, dopóki jeszcze można, dopóki system nie został hermetycznie domknięty.
Ale na to pytanie trudno odpowiedzieć, bo oto jednym z pierwszych posunięć Józia było anulowanie decyzji prezydenta Trumpa o odmowie przystąpienia Stanów Zjednoczonych do porozumienia paryskiego w sprawie walki z klimatem. Oznacza to, że Stany Zjednoczone zabiorą się za walkę z klimatem z właściwym im rozmachem, a skoro tak, to ten rozmach prędzej czy później dotknie inne nieszczęśliwe kraje, zwłaszcza te, dla których USA są Najważniejszym Sojusznikiem. Jak to może wyglądać – tego możemy się domyślać choćby na podstawie innej decyzji Józia, który właśnie wycofał Stany Zjednoczone z budowy rurociągu naftowego z kanadyjskiej prowincji Alberta do amerykańskiego stanu Nebraska, w stamtąd – do amerykańskich rafinerii. Okazało się bowiem, że przeciwko rurociągowi zaprotestowali ekologowie i Indianie. Wygląda tedy na to, że i w sprawach gospodarczych Józio będzie słuchał rad osobistości w rodzaju panny Grety Thunberg. Jak to się może skończyć – tego nawet nie śmiem się domyślać tym bardziej, że ważne stanowiska w administracji Józia zajmą osobistości „transpłciowe”, to znaczy takie, które nie mogą się zdecydować, do jakiej spośród 77 dotychczas zidentyfikowanych płci należą. Jak na ironię, one właśnie mają tworzyć biurokratyczne struktury zarządzające zdrowiem obywateli USA. Najwyraźniej proroctwa musiały wspierać Czesława Miłosza, gdy pisał, że „wariat na swobodzie największą klęską jest w przyrodzie.”
Józio Biden prezydentem Stanów Zjednoczonych.
Putin zaciera ręce, Chińczycy ostrzą zęby
Stanisław Michalkiewicz w komentarzu tygodnia wypowiada się na temat inauguracji 46. prezydenta Stanów Zjednoczonych, Joe Bidena, którego miejsce być może niedługo zajmie Kamala Harris. Mówi, że Joe Biden rozpoczął urzędowanie od uchylenia decyzji poprzedniego prezydenta, Donalda Trumpa, a także o jego sztabie i opinii Katarzyny Lubnauer. Wspomina o pomyśle Donalda Trumpa, który zapowiada utworzenie partii politycznej, oraz reakcji środowisk lewicowych w Polsce na inaugurację Józia Bidena.
Putin przechytrzył Sorosa, Sławomir N. i regulacje dla idiotów
Stanisław Michalkiewicz odpowiada na kolejne pytania widzów swojego kanału. Mówi o układzie gdańskim i Sławomirze Nowaku, który został aresztowany, Józefie Oleksym, ilości posłów w Sejmie, inflacji, rządach Władimira Putina (wspomina Borysa Jelcyna, Borisa Bieriezowskiego, George'a Sorosa, oligarchów), okrągłym stole i prywatyzacji.
© Stanisław Michalkiewicz
21-24 stycznia 2021
www.MagnaPolonia.org / www.Michalkiewicz.pl / www.Prawy.pl
☞ WSPOMÓŻ AUTORA
21-24 stycznia 2021
www.MagnaPolonia.org / www.Michalkiewicz.pl / www.Prawy.pl
☞ WSPOMÓŻ AUTORA
Ilustracja © brak informacji / za: www.youtube.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz