WIADOMOŚCI BEZ ZAPRZAŃCÓW: (żadnych GWien, TVNienawiść itd)

OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.

Faszyzm w imię wolności: rysy wsteczne i postępowe, fundatorzy i Trzaskowski&Budka czyli impotencja programowa

Faszyzm w imię wolności


      Rankiem w tłusty czwartek, kiedy to posągowa i Wielce Czcigodna Małgorzata Kidawa-Błońska przechwalała się w radiu, które już zdążyło się wyprotestować, ile to zjada pączków, a ile „chrustów” - bo tak niektórzy nazywają faworki – zostałem przesłuchany w Wydziale Dochodzeniowo-Śledczym Komendy Rejonowej Policji Warszawa VII przez sierżanta, pana Kamila Zdunka, w charakterze świadka. Okazało się, że chodzi o sprawę zainicjowaną przez Hermenegildę Kociubińską (imię i nazwisko oczywiście fałszywe, bo niezawisły sąd ze znanego i słynącego na całym świecie z niezawisłości Poznania, zabronił mi nawet wymawiania, a cóż dopiero – zapisania - imienia i nazwiska prawdziwego – ale esperons, że wszyscy wiedzą, o kogo chodzi), która chce mnie wsadzić do tak zwanego „poprawnika” z powodu ujawnienia jej personaliów. Z tym „świadkiem”, to tylko taki trick, bo tak naprawdę, to w tej sprawie mogę być podejrzanym – ale status procesowy podejrzanego jest trochę inny, niż świadka. Podejrzany może odmówić wyjaśnień, podczas gdy świadek w zasadzie nie może odmówić zeznań. Może tylko odmówić odpowiedzi na poszczególne pytania, jeśli odpowiedź na nie mogłaby narazić go na odpowiedzialność karną. Jest jednak szansa, że nie ośmieli się odmówić, a wtedy może sam na siebie coś chlapnąć, co znakomicie ułatwi sprawę. Ja odmówiłem odpowiedzi na pytania, jakie zadawał mi pan sierżant i na tym przesłuchanie się skończyło, ale sprawa – jakby powiedział to pan mecenas Maciejkowski z Lublina, którego poznałem podczas mojej studenckiej praktyki w niezawisłym Sądzie Powiatowym w Lublinie – jest rozwojowa, a pod względem prawnym - „smakowita”. Ogromnie jestem ciekaw dalszego ciągu, a w szczególności – czy sprawa trafi do niezawisłego sądu i czy posypią się tak zwane „piękne wyroki”.

      Jeśli byłbym sądzony i – co nie daj Boże – skazany, to stałoby się to na podstawie faszystowskich przepisów o ochronie danych osobowych. Faszystowskich – bo za ich pośrednictwem okupujące swoje kraje biurokratyczne szajki uzurpowały sobie prawo decydowania, co ludziom wolno mówić, a czego nie wolno – i na tej właśnie podstawie niezawisły sąd ze znanego na całym świecie... - i tak dalej – zabronił mi wymawiania prawdziwego imienia i nazwiska Hermenegildy Kociubińskiej. Tak właśnie wygląda w praktyce realizacja faszystowskiej zasady, którą Benito Mussolini sformułował w krótkich, żołnierskich słowach: „wszystko w państwie, nic poza państwem, nic przeciwko państwu” - z czego wynika, że poza „państwem”, czyli ramami wyznaczonymi przez okupujące swoje kraje biurokracje, nie tylko nie może być „niczego”, ale również – a może nawet przede wszystkim – że skoro „nic przeciwko państwu”, to jakikolwiek sprzeciw wobec tej uzurpacji jest zakazany. Nasz bantustan wprowadził te faszystowskie przepisy na rozkaz Unii Europejskiej, która – wiadomo – bez faszyzmu długo wytrzymać nie może. Na razie dopiero wchodzimy w etap surowości, więc jeszcze świadek może odmówić odpowiedzi na poszczególne pytania, ale jak tresura podjęta pod pretekstem epidemii przyniesie rezultaty, to z pewnością i postępowanie karne będzie wyglądało inaczej, przypominając bardziej te z okresu utrwalania władzy ludowej.

      Żeby było śmieszniej, to to przesłuchanie prawie dokładnie zbiegło się w czasie z wyrokiem niezawisłego sądu w Warszawie, który nakazał panu Grabowskiemu i pani Engelking przeproszenie pani Filomeny Leszczyńskiej za oszczerstwa przeciwko jej stryjowi. Wyrok wywołał światowy rezonans. W imię solidarności plemiennej skrytykował go Światowy Kongres Żydów, a także – naczelny rabin Rzeczypospolitej, pan Michał Schuldrich, który wyraził „głęboki niepokój” z powodu „zastępowania dyskursu historycznego drogą sądową”. Pan rabin ma oczywiście dobrą pamięć, ale najwyraźniej – krótką – bo zapomniał, że wprowadzony na życzenie strony żydowskiej art. 55 ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej przewiduje odpowiedzialność karną za tzw. „kłamstwo oświęcimskie”, a więc – każdą opinię na temat II wojny światowej, a obozów koncentracyjnych w szczególności, odmienną od zatwierdzonej przez jakieś „anonimowe mocarstwo”. Czyli – w słusznej sprawie „zastępowanie dyskursu historycznego drogą sądową” jest słuszne, a może nawet jedynie słuszne, podczas gdy w sprawie niesłusznej – a taką jest wytknięcie żydowskim autorom kłamstwa w publikacji książkowej – jest szkodliwe, a nawet głęboko szkodliwe. Nie może bowiem być wolności dla wrogów wolności, to chyba jasne? Wolność ma być tylko dla płomiennych szermierzy wolności. A kto jest wrogiem wolności? To proste, jak budowa cepa: każdy, kogo nieubłaganym palcem wskażą płomienni szermierze wolności.



Fundatorzy zrejterowali – długi zostały


      Od pana Grzegorza Wysoka i Antoniego Chrzonstowskiego otrzymałem poniższą informację o sytuacji, w jakiej się znaleźli. Zamieszczam ją tedy bez żadnych zmian w nadziei, że ich przypadek poruszy Czytelników i skłoni do przyjścia im z pomocą – bo rzeczywiście zostali przeparci do muru.

* * *

Antoni Chrzonstowski i Grzegorz Wysok, pełniący społecznie w 2013 r. w Lubelskiej Fundacji Odnowy Zabytków funkcje prezesa i wiceprezesa zarządu fundacji, stali się ofiarami niejasnych rozgrywek o podłożu politycznym. W postępowaniu administracyjnym wygenerowano przeciwko nim roszczenia finansowe za projekty unijne realizowane w fundacji. Wszystkie procedury odwoławcze nie przyniosły spodziewanego rezultatu i nie pozwoliły wybronić społecznych członków zarządu LFOZ.

Wspomniane rozgrywki polityczne wiązały się z tym, że głównymi fundatorami wskazanej fundacji (LFOZ) byli Prezydent Miasta Lublin, którą to funkcję w latach 2010 – 2014 pełnił z ramienia Platformy Obywatelskiej pan Krzysztof Żuk, oraz Marszałek Województwa Lubelskiego, którą to funkcję przez dwie kadencje (od 2010 r. do 2018 r.) pełnił Sławomir Sosnowski (PSL), a Wicemarszałkiem Województwa Lubelskiego był pan Jacek Sobczak (PO), rywalizujący na gruncie lubelskim z prezydentem Krzysztofem Żukiem. Natomiast od roku 2001 funkcje nadzorcze i kierownicze w fundacji pełniły osoby niezwiązane ani z PO, ani z PSL.

Nieudana próba przejęcia przez Prezydenta Miasta Lublin kontroli kierowniczej nad fundacją w roku 2012 r. miała ten skutek, że Prezydent Miasta Lublin, jako jeden z głównych fundatorów, pozbawił fundację podstaw finansowych jej działalności (odebrał dzierżawę nieruchomości miejskich). Fundacja w tym samym czasie przygotowała i prowadziła projekty finansowane z funduszu EFS. Drugi natomiast fundator w osobie Marszałka Województwa Lubelskiego, poprzez działania wicemarszałka z ramienia PO, zachęcał do utrzymania działalności LFOZ i obiecywał pomoc, z której ostatecznie nic nie wyszło, a projekty z funduszy EFS były prowadzone.

Zmiany we władzach wykonawczych fundacji na początku 2013 r. były próbą przekonania jednego z głównych fundatorów (Prezydenta Miasta Lublin), żeby na podobnych zasadach, co wcześniej, pozwolił odbudować możliwość finansowania działalności statutowej LFOZ. Prezydent okazał się jednak nieprzejednany, a wycofując z posiedzeń Rady Fundatorów swojego przedstawiciela, doprowadził do tego, że organ ten z powodu chronicznego braku quorum przestał ostatecznie funkcjonować i społeczni członkowie zarządu fundacji LFOZ, składając swoje rezygnacje z funkcji, nie mogli być skutecznie odwołani.

Zgłoszenie w zaistniałej sytuacji upadłości fundacji jesienią 2013 r. przez społeczny zarząd LFOZ uznano w postępowaniu administracyjnym, prowadzonym przez Urząd Marszałkowski Województwa Lubelskiego, za zgłoszenie dokonane nie we właściwym czasie. Wystawione zostały decyzje administracyjne przeciwko zarządowi społecznemu o zwrot środków z projektów finansowanych z EFS. Wobec członków byłego, społecznego zarządu LFOZ, toczy się teraz, realizowana przez urząd skarbowy, egzekucja komornicza.

Ratując się przed utratą jedynego dorobku swojego życia, tj. mieszkań, dwaj byli, społeczni członkowie zarządu, organizują zbiórkę środków od przyjaciół i znajomych oraz ludzi dobrej woli, by ratować siebie i swoich bliskich przed utratą jedynego swojego majątku i związaną z tym perspektywą bezdomności.

Zbiórka realizowana jest przez stronę: pomagam.pl/pppwb (link)



Rysy wsteczne i postępowe


      Cóż zrobić; muszę posłużyć się trawestacją cytatu z felietonisty warszawskiej „Kultury”, za komuny piszącego pod pseudonimem „Hamilton”. „Ach, jak zdrożał prestiż! Nie chcą stracić prestiżu. Wolą, żeby setki ludzi straciły życie”. Tak – oczywiście pod dyktando Breżniewa - pisał o Amerykanach wojujących w Wietnamie. Ale rzeczywiście, Amerykanie nie chcieli stracić prestiżu, przynajmniej do pewnego momentu, to znaczy do momentu, kiedy prezydent Nixon, tak przez mądrych, roztropnych i przyzwoitych Amerykanów pogardzany i zwalczany, najpierw bombardowaniami zmusił północnych Wietnamczyków, by usiedli do stołu rokowań w Paryżu, chociaż wcześniej się zaklinali, że tam nie usiądą, dopóki chociaż jeden amerykański żołnierz będzie deptał prastarą wietnamską ziemię, a potem poleciał do Chin i Amerykanów z Wietnamu wycofał. Wprawdzie nixonowcy przestrzegali mądrych, roztropnych, przyzwoitych i oczywiście – wykształconych z wielkich miast, że zwycięscy komuniści urządzą w Indochinach krwawą łaźnię, ale kto by tam słuchał jakichś nixonowców! Kiedy krwawa łaźnia rzeczywiście nastąpiła, a na morzach pojawili się „boat people”, to znaczy – Wietnamczycy, który ryzykując życie próbowali na łodziach wydostać się z cudnego raju – mądrzy i roztropni trochę się zacukali, ale – jako niezmiennie zadowoleni ze swego rozumu – szybko otrząsnęli się z konsternacji. Wspominam o tym, co sam jestem zaciekawiony, co zrobią, kiedy Józio Biden pozwoli postępactwu pogrążyć Amerykę w rui i porubstwie – ale mniejsza z tym, bo przecież chodzi o prestiż.

      Podobnie jak wtedy Amerykanie, tak teraz rząd pana premiera Morawieckiego, nie chce stracić prestiżu, który zaangażował w demolowanie prywatnego sektora drobnych i średnich przedsiębiorstw – oczywiście pod pretekstem walki o dobro wspólne ze zbrodniczym koronawirusem. Przypierani do ściany właściciele tych przedsiębiorstw zaczęli się buntować i otwierać biznesy, chociaż narodowa kwarantanna została przedłużona. Początkowo Umiłowani Przywódcy nie bardzo wiedzieli, jakie rozmiary ten bunt przybierze i przyjęli postawę wyczekującą, ale kiedy się okazało, że są to rozmiary niewielkie, rząd przystąpił do odbudowywania swojego prestiżu. Do pootwieranych biznesów zaczęły jedna za drugą napływać kontrole, a to inspekcji sanitarnej, a to straży pożarnej, a to urzędu skarbowego, a podobno nawet i urzędu celnego. Pod naporem tych wszystkich kontrolerów jakakolwiek działalność stawała się niemożliwa, a poza tym wiązała się z ryzykiem nałożenia przez fiskus takich obciążeń, że nagle stało się wszystko jedno, czy bankructwo nastąpi wskutek posłuszeństwa rządowym nakazom, czy wskutek nieposłuszeństwa. Ale z prestiżem nie ma żartów, więc kontrole swoją drogą, ale żeby pokazać, że rząd nie rzuca słów na wiatr, w Rybniku została urządzona tak zwana „pokazucha”. Policja w sile bodaj kompanii, wtargnęła na teren dyskoteki, wchodząc razem z drzwiami. Znajdujący się tam niektórzy amatorzy rozrywki próbowali ratować się ucieczką, nawet pozostawiając na miejscu ciepłe okrycia, ale inni stawili policjantom desperacki opór. Został on oczywiście złamany przy użyciu gazu pieprzowego i broni gładkolufowej, a kto nie zdążył uciec, ten został spisany i teraz będzie czekał, aż niezawisły sąd przysoli mu piękny wyrok. Przytaczam te szczegóły by pokazać, że o ile w Rybniku została przeprowadzona demonstracja siły, o tyle w przypadku „rewolucji macic”, która też jakby wytracała rozpęd, policja zachowuje się nader powściągliwie, pozwalając aktywistkom na wymachiwanie policjantom przed nosem „macicami” i innymi częściami rodnymi, czemu towarzyszą okrzyki „wypierdalać” i „jebać”. Widać wyraźnie, że młodzież płci obojga myśli już tylko o tym, czemu nie można się dziwić, bo właśnie zbliżają się „walentynki”, kiedy to, w myśl nowej, świeckiej tradycji, wszyscy kochają się ze wszystkimi, bez względu na przynależność do którejkolwiek ze zidentyfikowanych do tej pory wszystkich 77 płci, Nic też dziwnego, że na plan pierwszy „rewolucja macic” wysuwa konieczność wprowadzenia aborcji na żądanie, bo jużci – po tak intensywnym kochaniu się trzeba będzie posprzątać.

      Ale od polityki uciec niepodobna, więc chociaż aborcja w gronie mądrych, roztropnych i przyzwoitych traktowana jest jako pupilla libertatis, czyli źrenica wolności, to i ona musi, przynajmniej chwilowo zejść na plan dalszy, kiedy trzeba zadbać o zapewnienie przebiegu bez jakichkolwiek zakłóceń kolejnego finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy pana „Jurka” Owsiaka. Podobno doszło do tajnego porozumienia między panią Martą Lempart, w szczególnie fanatycznych kręgach obwołaną Naczelną Macicą Rzeczypospolitej, czy też Macicą Narodową, a panem Owsiakiem. Pani Marta obiecała, że 31 stycznia z ulic znikną jak kamfora wszelkie „aktywistki” i żadnego wymachiwania macicami nie będzie. Co w zamian obiecał pani Marcie pan Owsiak? Tajemnica to wielka, więc na mieście aż się gotuje od domysłów. Pojawiły się nawet fałszywe pogłoski, że gwoli dania młodzieży dobrego przykładu pan Owsiak podda się aborcji. Wprawdzie w tych fałszywych pogłoskach nie ma ani słowa prawdy, ale nawet gdyby było, to nie powinno to budzić niczyjego zdziwienia, bo któż może wiedzieć, jakie niespodzianki, jakie kombinacje kryje w sobie 77 płci?

      Sprawa jest daleka od wyjaśnienia, ale okazuje się, że i pan „Jurek” Owsiak, chociaż do tej pory uchodził za najukochańszą duszeńkę wszystkich mądrych, roztropnych, przyzwoitych i wykształconych, zaczyna nie nadążać za nieubłaganym postępem I pogrążać się w „dziaderstwie”. Nieopatrznie bowiem powiedział, że ani on ani „Dzidzia”, „nie są świrami i wariatami, którzy mówią, że aborcja ma być na pstryknięcie”. To jest absolutnie nadużycie. Myślenie o tym jest absolutnym nadużyciem. Ale nie zgadzamy się z tą najnowszą ustawą, która jest restrykcyjna i powstała bez żadnego dialogu, w nocy.” Najwyraźniej „Jurek” myśli że „w nocy” pojawiła się jakaś „najnowsza ustawa”. Tymczasem żadna ustawa się nie pojawiła, tylko Trybunał Konstytucyjny odpowiedział na pytanie, czy aborcja eugeniczna jest zgodna z konstytucją. Ponieważ art. 38 konstytucji stanowi, że „Rzeczpospolita Polska zapewnia każdemu prawną ochronę życia”, to Trybunał nie miał wyjścia, jak tylko uznać, że aborcja eugeniczna jest z konstytucją niezgodna, bo skoro RP zapewnia prawną ochronę życia „każdemu” to znaczy, że każdemu, kto żyje, nawet jeśli jest obarczony tzw. „wadami letalnymi”. Oczywiście zrozumienie takiej rzeczy przekracza możliwości umysłu „młodych, wykształconych, wielkich miast” - o czym mogłem przekonać się osobiście, kiedy się okazało, że studenci III roku politologii nie wiedzą, dlaczego zmieniają się pory roku. Toteż nic dziwnego, że „kobiety” zawrzały na te słowa gniewem, a zwłaszcza zawrzała stojąca dopiero u progu wielkiej aktorskiej kariery pani Aleksandra Domańska z Garwolina. Chodzi bowiem o to, że „aborcja powinna być dostępna wtedy, gdy kobieta jej potrzebuje.” A kiedy kobieta potrzebuje aborcji? Ano, zwłaszcza po „walentynkach”, a i w zwykłym czasie wtedy, kiedy – jak to mówią - „zaskoczyła”, a autor tego zaskoczenia odgraża się, że już nie będzie jej więcej tłamsił, tylko ją porzuci, chyba, że... - i tak dalej. W tej sytuacji nic dziwnego, że w „rewolucji macic” bierze udział tyle samo młodych mężczyzn, co młodych kobiet, nie licząc oczywiście przedstawicieli pozostałych 77 płci. Jak z tego ambarasu wybrnie „Jurek” Owsiak – tego jeszcze nie wiemy, bo Biuro Polityczne Strajku Kobiet jeszcze nie zajęło oficjalnego stanowiska, ale nie jest wykluczone, że na monolicie obozu nieubłaganego postępu właśnie pojawiła się pierwsza rysa.



Trzaskowski&Budka, czyli impotencja programowa, psikus Gowina i lista wrogów publicznych Kukuńka





Stanisław Michalkiewicz w komentarzu tygodnia wypowiada się na temat sceny politycznej w naszym kraju i ostatnich wydarzeń, które miały na niej miejsce. Mówi o nowym otwarciu w Platformie Obywatelskiej, które przedstawił Rafał Trzaskowski i poseł Borys Budka. Odnosi się do słów Małgorzaty Kidawy-Błońskiej i psikusa, którego zrobił Jarosław Gowin, na co stanowczo zareagował Adam Bielan. Wspomina także Jarosława Kaczyńskiego i listę wrogów publicznych ogłoszoną przez Lecha Wałęsy (Kukuńka), na której znalazł się na zaszczytnym drugim miejscu, zaraz po Sławomirze Cenckiewiczu.




© Stanisław Michalkiewicz
7-11 lutego 2021
www.Michalkiewicz.pl
☞ WSPOMÓŻ AUTORA





Ilustracja © brak informacji / za: www.youtube.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz