Rok temu słyszeliśmy, że Wielkanoc w maseczce i samotności, bez kościoła i rodziny, to odpowiedzialność i gwarancja spędzenia Bożego Narodzenia w pełnym gronie. Jak wiadomo w Boże Narodzenie usłyszeliśmy to samo, po drodze straszono nas dołączeniem do swoich bliskich leżących na cmentarzach, jeśli 1 listopada zapalimy na ich grobach znicze. W końcu przyszła kolejna Wielkanoc i znów ten sam prymitywny szantaż emocjonalny nakręcany zamówioną pod „III falę” statystyką, wylewa się z telewizorów i Internetu hektolitrami. Prymitywizm i skuteczność tej propagandy opiera się na jednym mechanizmie, którym jest rzekoma troska o ludzkie życie i to w tej najbliższej rodzinnej relacji. Co może gorszego zrobić matka, niż pozbawić życia dziecko, co może zrobić gorszego dziecko, niż pozbawić życia matkę? Twórcy tych wszystkich komunikatów, plakatów, spotów i niekończących się konferencji doskonale sobie zdają sprawę z siły mechanizmu i dlatego non stop po niego sięgają. Na szczęście prawa fizyki i natury doprowadziły to do zużycia trybików i wszystko zaczyna zgrzytać.
Po roku strach zastąpiła frustracja, zmęczenie i wreszcie instynktowna obrona przed morzem absurdów zalewających ludzi dzień w dzień. Efekt? Na każdym kroku widać, że Wielkanoc 2021 roku będzie zupełnie inna niż ta rok temu, do normalności jeszcze jest daleko, ale zgrane apele władzy i „ekspertów” z hukiem odbijają się od ściany powszechnego sprzeciwu. Ludzie nauczyli się poruszać w nowej rzeczywistości i tak się dzieje zawsze, w najbardziej skrajnych warunkach, tomy literatury i naukowych opracowań o tym spisano. W pewnym momencie każda propaganda i każdy zamordyzm zaczyna się przelewać uszami, jednym uchem wpływa drugim wypływa. Jestem więcej niż pewien, że zdecydowana większość Polaków spędzi tą Wielkanoc tak normalnie, jak tylko się da i co więcej głównym tematem przy stole będzie kpina na przemian z oburzeniem skierowanym w stronę polityków, lekarzy i ekspertów „pandemicznych”. Taka jest naturalna kolej rzeczy i nie ma tu żadnego zaklinania rzeczywistości. Walka rozumu z emocjami zawsze jest trudna, ale nie zawsze trzeba w tym pojedynku uczestniczyć.
Od samego początku „pandemicznego” obłędu przy pomocy rozumu dbałem o emocje, ze szczególną troską o relacje rodzinne. Byłem więcej niż pewien, że moją 95-letnią Babcię zabiją pierwsze od 95 lat Święta spędzone samotnie, a nie medialny wirus. Byłem więcej niż pewien, że moją 70-letnią Mamę pod respirator może zaprowadzić świąteczna nieobecność dzieci i wnuków, a nie medialny wirus. W takim przekonaniu wspólnie przeżyliśmy rok paranoi i ta Wielkanoc będzie normalniejsza niż poprzednia, bo pełna śmiechu z prymitywnych szantażystów, którzy przegrywają z ludzką naturą, na czym wyłożyli się wszyscy zamordyści. Nigdy nie wolno lekceważyć życia i zdrowia, Babcia zawsze „nakazuje”, żeby „biedy nie szukać”, ale prawdopodobieństwo, że wspólne Święta zabiją kogokolwiek z rodziny jest równe prawdopodobieństwu, że wyjście po zapałki zakończy się zderzeniem z ciężarówką na przejściu dla pieszych. Nie jesteśmy w stanie decydować o naszym życiu w pełnym zakresie, co więcej obsesyjna „troska” o życie, często kończy się dokładnie przeciwnym skutkiem. Święta spędzamy jak ludzie, dla siebie i ludzi, reszta jest politycznym i medialnym ściekiem.

Ilustracja Autora © brak informacji / za: www.kontrowersje.net
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz