WIADOMOŚCI BEZ ZAPRZAŃCÓW: (żadnych GWien, TVNienawiść itd)

OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.

Czuję się tak, jakby PiS na mnie srał… nawet maska przeciwgazowa nie zatrzyma smrodu: jak Duda ośmieszył się sam, a Matczak ośmieszył Dudę

Nawet maska przeciwgazowa nie zatrzyma smrodu rozkładającego się PiS


Rzecznik prasowy Ministerstwa Zdrowia, były funkcjonariusz GW i były rzecznik ZUS za rządów Tuska, w porozumieniu z ministrem Niedzielskim, wiecznym urzędnikiem zatrudnianym przez kolejne rządy od czasów Oleksego, za radą Horbana, byłego doradcy byłej minister Kopacz, ogłosił nowy etap walki z pandemią. Wstęp do ogłoszenia był tradycyjny, po pierwsze wszystko zależy od nas, po drugie Niemcy wprowadzają. A co konkretnie? Po dzielnej rocznej walce z „pandemią” okazało się, że przyłbice, szaliki i nawet maseczki szyte z taką pasją przez „szafiarki”, dyktatorów mody i znane firmy odzieżowe, nie chronią przed pomorem. Przez rok mówili o tym, nie eksperci, ale „płaskoziemcy” i tak historia zatoczyła koło. Wniosek? Musimy być odpowiedzialni, jak Niemcy i zakładamy maseczki chirurgiczne.

Nakreślmy jeszcze tło tej przymiarki do kolejnego idiotyzmu, który nie ma nic wspólnego z powstrzymywaniem „pandemii”. Mamy prawie półtora ozdrowieńców i ponad 2 miliony po pierwszej dawce „szczepionki” i mamy najwyższy reżim sanitarny. Nie koniec na tym, jest też zapowiedź, że szczepienie podwójną dawką nie zwolni z noszenia maseczek, za to pozwoli latać do ciepłych krajów z paszportem „covidowym”. Zależność pomiędzy tymi faktami jest dobitna. Nie ma najmniejszego znaczenia, jakim zbiegom i rygorom się poddamy, bo po wykonaniu jednego pakietu, przychodzi następny. Cały czas jest przesuwana granica zamordyzmu, jeśli ludzie zostaną zaszczuci jednym absurdalnym „rozporządzeniem”, które rzecz jasna nie przynosi żadnych efektów, to pojawia się następne. Znany w psychologii, polityce i innych dziedzinach syndrom gotowania żaby. Jak dotąd żaba zwana narodem zaciska zęby i wytrzymuje temperaturę w narodowym kotle, ale wiadomym jest, że cel ostateczny to ugotowanie żaby. Pytanie, co się z żabą stanie jest o tyle zasadne, że zbliżamy się do finału, za chwilę białko zacznie się ścinać, a to proces nieodwracalny. Czy żaba w nadziei na ściągnięcie kotła z ognia cierpliwie poczeka, czy wyskoczy zanim będzie za późno.

Ostateczne rozwiązanie kwestii żabiej nastąpi w najbliższym czasie, jeśli kolejne podniesienie temperatury nie wywoła paniki w kotle, to za chwilę Niemcy będą mieli na stole polskie żabie udka. Niezmiernie ciekawe w tym wszystkim jest to, kto podkłada po narodowy kocioł i jest to „obóz patriotyczny”, jeszcze śmieszniej zwany „Zjednoczoną Prawicą”. Tak też się przedziwnie składa, że w czasie „trwania dyskusji”, rządowa koalicja nie ma pojęcia, czy jeszcze ma trzech ministrów od „Porozumienia Gowina”, które ma być „Porozumieniem Bielana”, czy nie ma. Raj dla polityków z nadania niemieckiego, wszystkie polskie sprawy można wrzucić do kotła „pandemicznego” i dopóki będą wykonywane polecenia z Berlina, to każdy kryzys w nieistotnym rządzie PiS-owskim da się przykryć. Gdyby mi ktoś rok temu powiedział, jak się skończy „dobra zmiana” uznałbym, że słyszę Michnika albo Sobieniowskiego. Dziś już oczu ze zdziwienia nie przecieram, dziś wiem, że w czasie próby marzyciele polityczni nie przejdą na emeryturę zbawców narodu, ale pokazali się jako gówniarze do wynajęcia.

Olbrzymiego smrodu rozkładającego się PiS nie zatrzyma maska przeciwgazowa, ale ten żywy trup kompletnie mnie nie interesuje. Będę bacznie się przyglądał żabie w kotle, z którego też dawno wyszedłem, bo w kotle to nie naród, ale tłuszcza się gotuje. Robią namiestnicy niemieccy z tłuszczą, co chcą, z narodu zostanie garstka rozsądnych, o ile się w kotle nic nie zmieni. Taki mamy klimat, z popularnego hasła „PiS PO samo zło”, trzeba wyjąć PO, oni przynajmniej byli szczerzy w gnojeniu Polaków i sprzedawaniu Polski, nie robili z tego żadnej tajemnicy. Udawanego patriotyzmu PiS znieść się nie da, o „wstawaniu z kolan” nie wspominając. Nadchodzi czas rozstrzygnięć, nie chcę być pesymistą, ale wydaje się, że w narodzie ostanie się paru Polaków, reszta będzie robić za ugotowane żaby w maseczkach.



Jak Duda ośmieszył się sam, a Matczak ośmieszył Dudę


Mógłbym popracować nad stylem, co widać po tytule? Mógłbym, ale nie w tym przypadku, bo mamy do czynienia z takim „stylem”, jak w tytule i trzeba się trzymać faktów, gdy się pisze o nominacji profesorskiej. W tych dniach prezydent Andrzej Duda podpisał nominację profesorską, co zostało opublikowane w Monitorze Polskim, taka procedura. W odpowiedzi świeżo upieczony profesor Marcin Matczak, nawiasem mówiąc od dawna tytułował się profesorem bez większych oporów, urządził szopkę na swoim smarkatym poziomie. Matczak opublikował list otwarty, jakżeby inaczej, z odmową przyjęcia nominacji z rąk Prezydenta RP i jeszcze to uzasadnił w takim samym „stylu”. Czy to jest niespodzianka? Dla Andrzeja Dudy i jego doradców pewnie tak, ale dla człowieka z kawałkiem wyobraźni na pewno nie.

Pozwolę sobie wejść w tok „rozumowania” prezydenckiego i wyobrażam to sobie mniej więcej tak. Dobra, podpiszę tę nominację, chociaż wiem, że Matczak to lewacki oszołom budujący sobie karierę na plecach największych „autorytetów” IIIRP, z Balcerowiczem i Wałęsą na czele. Będę sprytny i podpiszę, tak pokaże klasę i jeszcze wykonam gest dobrej woli. Niech mnie kule boją i kac nie opuszcza jeśli się w tej interpretacji prezydenckich motywacji pomyliłem. Łagodnie mówiąc jest to przejaw skrajnej naiwności politycznej, czym zresztą prezydent popisywał się nie raz. No, dobrze, ale przecież za chwilę odezwą się głosy, że nominacje profesorskie mają być apolityczne i przyznawane za dorobek naukowy o ile idzie on w parze z dorobkiem etycznym. I tutaj wygląda wszystko jeszcze gorzej i dla Matczaka i dla Dudy. Jeśli chodzi o osiągnięcia naukowe Matczaka, to ma on na koncie 5, słownie pięć publikacji, może się „pochwalić” indeksem Hirscha – słownie jeden (najniżej) i wypromował – słownie jednego doktora. Rozmaitych mędrków od szukania dziury w całym od razu uprzedzam, że stan dorobku naukowego podaję odnosi się do roku 2019, bo nie chce mi się grzebać w tym nieciekawym życiorysie, ale nie sądzę też, aby się coś znacznie zmieniło.

Prezydent Duda nie tylko nie miał żadnych apolitycznych powodów do nominacji naukowej, ale nie miał też podstaw. Powiem więcej prezydent Duda nominował wyłącznie z powodów politycznych, według klucza opisanego wyżej i na tym nie koniec. Przeciw Matczakowi nadal toczy się postępowanie dyscyplinarne w Okręgowym Sądzie Dyscyplinarnym Okręgowej Izby Radców Prawnych, w związku z jego publiczną zapowiedzią, że przy pomocy kolegów dokona „eksperymentu naukowego” na moje Córce. Tak wygląda dorobek w punkcie drugim w odniesieniu do etyki zawodowej i nie bez powodu umieściłem ten argument na końcu, bo pomimo osobistych konfliktów nie jest on dla mnie najistotniejszy. Kwestią zasadniczą jest to, że Matczak jest typowym „naukowcem”, czyli medialną paprotką bez dorobku, którą się stawia w telewizyjnym studio, żeby ładnie wyglądała i udawała młodą zdolną, przyszłość europejskiego narodu. Dodatkowym „smaczkiem” całej afery jest to, że w tym samym czasie, gdy tak wątpliwa persona dostaje nominację profesorską i jeszcze robi z siebie męczennika, szczuje się doktora z wrocławskiego IPN, za niemądre zachowania sprzed lat. Tak się kończą, „sprytne” pomysły niedojrzałych polityków.

Z bólem i obrzydzeniem przyznaję, że Matczak ograł jak dziecko prezydenta, który pakuje się w jakieś żałosne polityczne gierki, ale po tym jak promował „alkomat” wykrywający „covida”, wiele mnie nie zaskoczy. Po drugiej stronie nikt się w takie zagrywki nie pakuje, pod bokiem ma Andrzej Duda doradcę Zybertowicza, któremu koledzy z czysto politycznych powodów blokują nominację i jeszcze go publicznie poniewierają. Głupia decyzja prezydenta wyprodukowała kolejny „autorytet” i tyle z tej strategii zostanie. Za dwa dni nikt nie będzie o tym pamiętał, a Matczak jako „prawomocny” profesor dalej będzie biegał po telewizjach i prał mózgi maluczkim z pozycji wybitnego naukowca, na co ma papier od Prezydenta RP. Przestało mnie interesować, co się dzieje w „obozie zjednoczonej prawicy”, niczego nie zamierzam doradzać, w niczym pomagać, po prostu opisuję żenujący stan rzeczy i piłowanie gałęzi, na której się siedzi.



Czuję się tak, jakby PiS na mnie srał…


Od 2010 roku brałem udział w projekcie „dobra zmiana”, kiedy nikt jeszcze nie wiedział, że taki projekt będzie istniał. Pisałem o tym, co dla nas ważne, brałem udział w kampaniach i śmiem twierdzić, że w kliku ostatnich miałem swój wkład. W ostatnich wyborach, gdy większość „prawych” podwijała ogon, trzymałem się twardo logiki i matematyki, które wskazywały, że Andrzej Duda musi wybory wygrać, z niewielką przewagą, ale wystarczającą, żeby Trzaskowski nie zapaskudził swoją obecnością Belwederu. Przez ostatnie pięć lat napisałem setki felietonów broniących tego, co robił PiS, za co obrywałem, nie wyłączając samych fanatyków PiS. Broniłem 500+, bo to mądry program, broniłem „czystek” w TK i sądach, bo to było konieczne posunięcie. Starałem się rozumieć przyczyny porażek, tam gdzie wyżej tyłka nie podskoczysz, jak choćby w przypadku ustawy o IPN. I to wszystko psu na budę.

Kompletnie nic mnie już nie łączy ani z tą partią, z którą nigdy mnie nic nie łączyło w sensie formalnym, ani z tym całym politycznym fałszem, znacznie gorszym od fałszu konkurencji politycznej, bo ta była i jest szczerym poddanym światowego „ładu”. PiS przez wiele lat skutecznie udawał partię różniąca się znacznie od reszty partii i ta różnica miała głównie polegać na tym, że sprawy polskie i suwerenność Polski to cel numer jeden. Słyszeliśmy tysiące razy, że Tusk to Niemiec i chodzi jak piesek na smyczy Merkel, że Smoleńsk to oczywista zbrodnia, skrywana przez PO, a wrak samolotu dawno powinien być w Polsce. Słyszeliśmy, że obrona dobrego imienia Polski, to kwestia jednego wysokobudżetowego filmu wyreżyserowanego i zagranego przez gwiazdy Hollywood. Wszystko to i jeszcze wiele innych cudów, jak reparacje wojenne i dogonienie Niemiec w 20 lat, miało się stać faktem, nie marzeniem. Wystarczyło tylko pozbyć się „pedagogiki wstydu”, wystarczyło „wstać z kolan” i wyjść z kompleksu „brzydkiej panny”, a nastanie wielka Polska, w której będą żyć dumni i szczęśliwi Polacy.

Pierwsze lata rządów PiS podtrzymywały tę nadzieje, oczywiście życie zawsze weryfikuje wyobrażenia i zamiast hollywoodzkiego filmy powstał „Zenek” plus podróż francuskim jachtem zacumowanym w porcie. Byłoby przesadą twierdzenie, że PiS sprofanował Smoleńsk nie gorzej niż PO, ale człowiek z odrobiną rozumu i przyzwoitości przyzna, że „komisja Macierewicza” to farsa, do tego stopnia, że wszyscy o niej zapomnieli, z Kaczyńskim na czele. Brutalna rzeczywistość, ale i to było do przewidzenia, jeśli się wie, że po drugiej stronie tragedii stoi odwieczne imperium zła, z którym nie wygrał nikt, nawet inne imperium zwane „Tysiącletnią Rzeszą”. I skoro już doszedłem do Niemiec, to tutaj jest ten punkt, w którym PiS przewyższa serwilizmem i hipokryzją konkurencję polityczną. Wszystkie, ale to wszystkie decyzje berlińskie są w Polsce realizowane z pełną gorliwością przy patriotycznych uniesieniach i deklaracjach: „nie oddamy ani guzika”. Tak było z decyzjami Komisji Europejskiej, tak było z bezprawnymi postanowieniami TSUE i budżetem powiązanym z „praworządnością”. Jednak najgorsze przyszło wraz z „pandemią”, od tej chwili politycy PiS zaczęli mówić wprost, że „Niemcy wprowadzili”.

Łącznie z Kaczyńskiego, który na czas „pandemii” niemal przepadł, zamiast wyznaczyć jasny kierunek walki lub ominięcia tej socjotechnicznej paranoi stworzonej przez globalnych komunistów, cała ekipa PiS padła na kolana, niczym brzydka panna. Wszystko, co miało sens, co napędzało miliony Polaków przez te parę lat, rozsypało się nie jak domek z kart, ale jak poniemiecka stodoła ze spróchniałych desek. I z całym tym bałaganem został nie PiS, ale my wszyscy, którzy z dobrą wiarą i pełnym zaangażowaniem uczestniczyliśmy w „narodowym projekcie”. Parafrazując Jandę, czuję się jakby PiS na mnie srał i to nie od wczoraj, ale od roku. Czuję się jakby kolejni macherzy od „niestety, jesteśmy młodą demokracją” załatwili swoje biznesy, ustawili swoje żony i kochanki, szwagrów i kuzynów w radach nadzorczych, a polskich frajerów pozostawili niemieckim decyzjom. W związku z powyższym robię z PiS, to co PiS robi ze mną i mam nadzieję, że to poczują.


© MatkaKurka (Piotr Wielgucki)
19-21 lutego 2021
źródło publikacji:
www.Kontrowersje.net





Ilustracja Autora © brak informacji / za: www.kontrowersje.net

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz