WIADOMOŚCI BEZ ZAPRZAŃCÓW: (żadnych GWien, TVNienawiść itd)

OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.

Elegia dla zapałki

To nie był dobry rok także dla zapałek, które wychodzą z użycia: po stu latach padła ich ostatnia przemysłowa fabryka w Polsce. Dopaliło się.

Ujarzmiła ogień i jest królową: Jej Niskość Zapałka. Wzrost – 43 mm, grubość – proszę wybaczyć – ponad 2 mm, waga – spalam się ze wstydu – 12 mg. Usprawiedliwiam się, że klasyczne wymiary są często używane jako skala odniesienia dla wielkości małych przedmiotów. Dalej w uproszczeniu, bo do produkcji potrzeba aż 37 czynności: jej ciało przed wystruganiem stanowią pnie osikowe, olchowe lub świerkowe. Drewno cięte jest na półmetrowe kawałki, by w warniku, po hydrotermicznej obróbce, zmięknąć i dać się pokroić w sieczkarce na cienkie płyty. To z nich wycina się patyczki, potem impregnowane i polerowane w bębnach. Bezgłowe wędrują do drgającego automatu, gdzie układają się poziomo i wpadają w dziurki walców wyglądających jak wielkie jeże, po czym zanurzają w parafinie na 4 mm. Kolorowy łebek – jak kobiece włosy w dowolnej barwie – robi się z łatwopalnej masy z chloranu potasu, siarczku antymonu i zmielonego szkła. Po wysuszeniu można układać zapałki w pudełkach z szufladkami: mały nadruk mówi o ok. 38 sztukach. Kiedyś – ok. 64. Później – ok. 48. Niebawem – równo 0.

Historia zapałki jest krótka i burzliwa jak płomień, który powoduje. Pierwsi byli Chińczycy, którzy około – to zapałczane słowo klucz – 1500 lat temu używali „ognistego patyka” – sosnowej gałęzi umoczonej w siarce. W świecie oświeconym dopiero w 1805 roku Jan Christian Chancel, asystent francuskiego chemika Luisa Thénarda, wyprodukował to samo – suchą szczapkę, którą włożył do szklanego naczynia ze stężonym kwasem siarkowym i przy wyjęciu z roztworu doszło do zapłonu. Takie prototypowe zapałki były jednak zbyt drogie w produkcji, poza tym niebezpieczne, podczas używania dochodziło często do poparzeń. W 1826 roku angielski aptekarz John Walker poszedł krok dalej i stworzył zapałkę do pocierania o papier ścierny: główkę zrobił z mieszanki chloranu potasowego, siarczku antymonu i krochmalu.


Etykiety stanowiły nalepkę informacyjną, dekoracyjną albo propagandową. Pokazywały faunę i florę, zabytki i pomniki, portrety sławnych postaci i herby miast wojewódzkich, stroje i motywy ludowe.


Na początku lat 30. XIX wieku w Europie pojawiły się zapałki z białego fosforu. Jako pierwszy zaczął je produkować Anglik Samuel Jones: dodawał do łebka nadtlenek ołowiu, pokryty gumą izolującą od powietrza, który przy energicznym potarciu o dowolną powierzchnię – choćby o podeszwę buta, co widać w westernach – powodował, że fosfor płonął. Nazywano je „zapałkami Lucyfera” lub „promieniem Prometeusza”. Wydzielały trującą substancję, były zakazane w wielu krajach jako przyczyna ciężkich chorób i zwyrodnień u robotników, którzy cierpieli na osłabienie kości szczęki, ropienie i próchnienie zębów. Zapałczanym przełomem okazało się dopiero zastosowanie czerwonego fosforu, nieszkodliwego i bezpiecznego: łebki zawierały dodatek także mieszanego szkła i gumy jako lepiszcza; podobny był skład draski.

Ten wynalazek – stosowany zresztą do dzisiaj – to zasługa braci Johana i Carla Lundströmów, którzy w 1855 roku uruchomili w Jönköping produkcję tzw. zapałek szwedzkich. Pakowali je do pudełek z szufladką – również używanych do teraz – umieszczając z wierzchu etykietę o producencie. Nasze wyobrażenie o zapałkach z całej plejady pionierów to ich zasługa! W XIX wieku były one wciąż dobrem luksusowym, które z oszczędności dzielono na dwie lub cztery części. Wraz z szybkim umasowieniem produkcji, bo biznes upomniał się o swoje, zstąpiły jednak pod strzechy i pojawiła się filumenistyka (greckie philéō – lubię i łacińskie lumen – światło), dyscyplina zajmująca się etykietami zapałczanymi i historią niecenia ognia. Większą popularność zyskała w latach 30., choć zapałki mają wówczas i swoją spaloną kartę: samobójcy wybierali połknięcie znacznej ilości substancji zeskrobanej z główek.

***

Jeszcze w 1836 roku powstała pierwsza fabryka zapałek w USA, rok później podobną uruchomiono w Rosji. W 1845 roku w Sianowie koło Koszalina – ziemie polskie w granicach Królestwa Prus, wcześniej na ziemiach polskich – otwarto manufakturę z trzema pracownikami. W 1881 roku powstały Częstochowskie Zakłady Przemysłu Zapałczanego (na etykiecie był charakterystyczny czarny kot, czasem nawet podrabiany!), które zostały kupione przez Towarzystwo Akcyjne Sachs i Piesch z Tomaszowa Mazowieckiego – zamknięto tamtejszą fabrykę i rozbudowano częstochowską. W 1897 roku powstały Bystrzyckie Zakłady Przemysłu Zapałczanego. U progu XX wieku liczba fabryk zapałczanych wzrosła do 100. Istniały w Wałbrzychu, Poznaniu, Bydgoszczy, Żarnowcu, Płocku, Bolechowie, Sidzinie, Zadzielu, Głuchołazach, Paczkowie – czasem działało kilku konkurentów obok siebie.

Kobiety w fabryce zapałek w Częstochowie
podczas II wojny światowej.

Największa z nich w Czechowicach-Dziedzicach istniała od 1919 roku, produkcja ruszyła dwa lata później. W niepodległej Polsce produkowano wówczas zapałki w 20 miejscach, liczba jednak malała ze względu na konkurencję i wykupywanie przez zachodnich przemysłowców. Państwo, wraz z jednym z największych graczy na świecie – International Match Corporation, w 1925 roku stworzył Polski Monopol Zapałczany. Po wojnie branża wróciła do macierzy, czyli Skarbu Państwa, ale schedę stanowiło ledwie kilka fabryk: Czechowice-Dziedzice, Częstochowa, Sianów i Bystrzyca Kłodzka. Zapałki były potrzebne w odbudowującej się i słabo zelektryfikowanej Polsce. Sięgali po nie wszyscy odpalając papierosy, fajki, fifki, świece i kuchenki – dotarcie do klienta było więc szerokie.

Kobiety w fabryce zapałek, Czechowice-Dziedzice,
27 listopada 2020 r.

Etykiety stanowiły wówczas nalepkę informacyjną, dekoracyjną albo propagandową. Pokazywały faunę i florę, zabytki i pomniki, portrety sławnych postaci i herby miast wojewódzkich, stroje i motywy ludowe. Były reklamy książeczek oszczędnościowych w bankach spółdzielczych, totalizatora sportowego, kolarskiego Wyścigu Pokoju i milicji obywatelskiej. Albo hasła z PRL rodem: „Człowiek kulturalny nie upija się”; „Ciągłość kuracji uzdrowiskowej zapewniają produkty zdrojowe”; „Zbierajmy makulaturę”; „Zbierajmy stonkę ziemniaczaną”; „Myj się po pracy”; „Mydło, woda, zdrowie, uroda”; „S.O.S. Palisz Płacisz Zdrowie Tracisz”; „Nie niszczyć zieleni”, „Tęp muchy”; „Miesiąc pogłębiania przyjaźni polsko-radzieckiej”; czy słynne „Zapałki + dziecko = pożar”. Etykiety opracowywała komórka wzornictwa w Gdańsku, drukowano je w Bielsku – rocznie ok. 100 różnych wzorów. Jeszcze w latach 70. XX wieku w kioskach sprzedawano zestawy dla kolekcjonerów.

Zapotrzebowanie na produkcję zapałek było wówczas ogromne i wciąż wzrastało: aby pokryć bieżące potrzeby w kraju, trzeba było nawet ograniczyć eksport do Arabii Saudyjskiej, Afganistanu, Burundi, Konga, Nowej Zelandii. W Polsce wytwarzano wówczas rocznie 425 tysięcy skrzyń (jednostka rozliczeniowa w tym biznesie), każda zawierała 3750 pudełek, co oznacza miliardy zapałek! Sukces? Od czego jednak był komunizm, walczący bohatersko z problemami stwarzanymi przez siebie? Leszek Mazan, reporter „Przekroju”, w 1974 w reportażu z Czechowic-Dziedzic radził, by nie kupować zapałek w czwartym kwartale, bo słabo palą. „Polski przemysł zapałczany produkuje je wtedy z drewna głównie świerkowego, a więc żywicznego, zaś brak rytmiczności w dostawach surowca każe sięgnąć po drewno często zleżałe, nawilgocone, po tzw. resztówki” – pisał.

Dziennikarz zrobił test w gabinecie dyrektora – zapałka nie zapaliła. Bronił się czechowicki dyrektor Władysław Czech: „Z drzewa osikowego wytwarzamy z reguły jedynie pudełka, same drewienka to, niestety, w 50% świerk. Rezultaty odczuł pan przed chwilą. Tymczasem tylko drewienko z osiki gwarantuje dobrą jakość zapałki: lepiej się pali, ma łagodny przerzut płomienia, nie syczy, spala się równomiernie. Świerk odwrotnie. Ale cóż robić? Dopiero w najbliższych latach, gdy zaczniemy produkować pudełka tekturowe, wyeliminujemy produkcję świerkowych patyczków. Cierpliwości, to już niedługo, bo sprawą jakości wyrobów zapałczanych i modernizacji całego tego przemysłu zainteresował się osobiście premier! Mimo wprowadzania coraz to nowych, lekkich, funkcjonalnych wzorów, zapalniczki nie są w tej chwili tak modne, jak zapałki i chyba nigdy ich nie wyprą”.

Płonne nadzieje… Zwłaszcza po przełomie rynek jeszcze się łudził – wymyślał książeczkowe zapałki reklamowe i wyborcze; długie kominkowe i wytrzymałe sztormowe, pozwalające na rozpalenie ognia nawet w deszczu przy silnym wietrze. Były też podpałki i rozpalacze, czego to łatwopalna branża się nie chwyciła? Nie pomagały również zwyczajowe kłopoty: mimo przestrzegania zasad bezpieczeństwa do dzisiaj zdarzają się pożary – czasem wystarczy kwadrans na wywietrzenie pomieszczeń; czasem – jak w 2008 roku w Częstochowie – straty oszacowano na 2,5 mln zł. Już w „Bezgrzesznych latach” Kornel Makuszyński opisywał galicyjski Stryj, swoje rodzinne miasteczko, gdzie na przełomie XIX i XX wieku fabryka zapałek Jozefa Lipschutza paliła się regularnie co pół roku. Może dlatego po wojnie prezesem czechowickiej ochotniczej straży pożarnej został dyrektor miejscowej fabryki Władysław Orzech, aby dusić pożary w zarodku?

Liczby nie kłamią: w 1930 roku przeciętny Polak zużywał 1111 zapałek rocznie; rok temu – 28, czyli mniej niż pudełko. Dlatego fabryki padały po kolei. Najstarsze sianowskie Zakłady Przemysłu Zapałczanego – od 1995 jako Polmatch – postawiono w stan upadłości w 2007 roku. W Częstochowie nie produkuje się od 2010 roku. W Koszalinie pięć lat temu przestała działać firma B. L. Match. A 26 listopada 2020 roku – po stu latach działalności – upadek ogłosiła ostatnia fabryka zapałek w Czechowicach-Dziedzicach; jeden z największych producentów w Europie – to nie jest jego pierwszy zamknięty zakład, ale symboliczny. W ostatnich latach zdarzały się tam zwolnienia, lecz ok. 140 pracowników (przed laty 650 osób, co pokazuje skalę upadku) wciąż odpowiadało za dzienną produkcję 70 mln zapałek. Zapałkownia przez lata wpisała się w tożsamość Czechowic-Dziedzic, do czego nawiązuje hasło promocyjne „Miasto z zapałem”.

Pouczający przypadek. W 1989 roku Przedsiębiorstwo Państwowe Czechowickie Zakłady Przemysłu Zapałczanego zostało skomercjalizowane i przekształcone w spółkę Fabryka Zapałek „Czechowice” S.A., której jedynym akcjonariuszem został Skarb Państwa. W 2011 roku 85 proc. udziałów wykupiło PCC Consumer Products sp. z o.o., wchodząca w skład międzynarodowej grupy z centralą w Niemczech, bo zakład miał być uzupełnieniem jego chemicznej działalności. Mówiąc krótko: nie wypaliło. „Decyzję podjęto w związku z trudną sytuacją ekonomiczną zakładu spowodowaną malejącym popytem na zapałki oraz trudnościami związanymi z epidemią Covid-19. Proces likwidacji potrwa kilka miesięcy, a w jego trakcie zostaną spełnione wszystkie zobowiązania wobec pracowników i kontrahentów” – napisano w komunikacie po walnym zgromadzeniu akcjonariuszy. Stare i poniemieckie maszyny zatrzymają się z końcem lutego 2021 roku. „Gdyby nie fakt, że jesteśmy częścią Grupy PCC, to czechowicki zakład byłby już bankrutem dwa lata temu”.

***

Zapałka nie musi być nudna: kolory drewna od białego do czarnego, kolor łebka jak włosy u modnisi. Nie sposób jej nie lubić! Moją córkę po urodzeniu z bujną czupryną w kolorze czarnym babcia nazwała Zapałką. Weszła do potocznego języka – można ostrzyc się na zapałkę. Kiedyś też otwierała na świat – w PRL zapałczane książeczki pokazywały reklamy hoteli, barów, klubów nocnych, linii lotniczych. Była produktem pierwszej potrzeby, ich 10-pudełkowy zapas znajdował się pewnie nie tylko w moim domu. Ale czasy się zmieniły i produkcja przestała się opłacać: mocniejszy płomień dają zapalniczki jednorazowe, urządzenia AGD mają wbudowane zapalarki. Zapewne Chińczycy, którzy byli pierwszymi i będą ostatnimi: dostarczą zapałki jak z czwartego kwartału w PRL, pozostaje także pytanie o koszty produkcji i normy ekologiczne. Zapałki dostać coraz trudniej, pewnikiem pozostają sprzedawcy cmentarnych kramów – trafił swój na swego – gdzie jednak zaczynają królować ledowe znicze na baterie i pada mój zapałczany bastion.

Zostaje Muzeum Produkcji Zapałek w Częstochowie. Dwie sale wystawowe i pomieszczenia po fabryce, na miejscu seans jednego z najstarszych polskich dokumentów filmowych z 1913 roku Pożar zapałczarni w Częstochowie (straty oszacowano na 150 tys. rubli). Jest niezwykła galeria rzeźb z jednej zapałki autorstwa Anatola Karonia („Zacząłem w 1984 roku. Nie można było wtedy dostać żadnych materiałów, nawet papieru. W sklepach dostępne były tylko zapałki i ocet. A z octu nic nie dało się zrobić”; koszt jednej, na zamówienie, ok. 200 zł). W lepszych czasach można było też obejrzeć wystawę filumenistyczną i zabytkowy park maszynowy z linią technologiczną z lat 30. – technologia nie zmieniła się od stu lat! W 2010 roku muzeum wpisano do rejestru zabytków, urzędy marszałkowski i miejski opracowały koncepcję komercjalizacji – tymczasem kilka lat później komornik bezskutecznie próbował znaleźć kupca, w sądzie złożono wniosek o upadłość.

Ostatnia zapałka płonie przy Małym Rynku w Bystrzycy Kłodzkiej, w dawnym kościele ewangelickim i szkole parafialnej, gdzie w 1964 roku otworzono – jedno z niewielu na świecie – Muzeum Filumenistyczne, gromadzące etykiety zapałczane (pół miliona sztuk!) oraz inne eksponaty związane z nieceniem ognia. Obejrzenie wystawy stałej – w tym rysunków Andrzeja Mleczki i prezentacji o Bystrzycy Kłodzkiej – kosztuje mniej niż 10 złotych. Od 20 lat wydawany jest rocznik „Zeszyty Muzeum Filumenistycznego”; w każdą pierwszą sobotę października odbywała się Ogólnopolska Giełda Filumenistyczna (wstęp wolny). Polscy filumeniści są zrzeszeni w Polskim Związku Filatelistów, choć to sztuka dla sztuki – brak już nowych etykiet, współczesne pudełka posiadają nadruki. Na internetowych aukcjach wciąż można znaleźć pasjonatów, którzy wymieniają się kolekcjami. Są i amatorzy całych pudełek po zapałkach; w ich zbiorach zdarzają się różne rarytasy – nierozpakowane opakowania zbiorcze oraz wyjątkowe zestawy kolekcjonerskie dla filumenistów.

Od 15 lat przy muzeum w Bystrzycy Kłodzkiej działa galeria „Zaczarowany Świat Zapałek”, gdzie można kupić zapałki w pudełkach innych od klasycznych z szufladką. Utrzymywała kontakty z polskimi fabrykami, ale wszystkie przeżyła. Została im tylko zagranica – węgierska fabryka zapałczana Europe Match w Szegedzie, po zamknięciu Zapałkowni w Czechowicach-Dziedzicach ostatni w Europie przemysłowy producent zapałek, bowiem kilka miesięcy temu zbankrutował również zakład Pinskdrew na Białorusi, zresztą zbudowany w 1880 roku jeszcze przez polskich przedsiębiorców. O ile Orlen nie postanowi produkować zapałek, w Czechowicach-Dziedzicach powstanie zapewne kolejna izba pamięci…

Produkcja zejdzie do podziemia. Firma galanterii zapałczanej Wołoszyn z Warszawy idzie z duchem czasu i proponuje zapałki wykonane z recyklingowego papieru – w patyczkach umieszczone są nasiona, po użyciu można je zasadzić w ziemi jak roślinę. Produkt jest w pełni ekologiczny i biodegradowalny. Zawartość pudełka: 4 zapałki, cena: 2,5 złotego. Tyle samo kosztuje pudełko z 15 zapałkami zapachowymi do wyboru: truskawka, mięta, kawa, czarna porzeczka, jaśmin, wanilia, grejpfrut, lawenda. W ofercie są i zapałki dymne do badania drożności kominów w opakowaniu 8 sztuk; czas dymienia: ok. 80 sekund, kolor dymu – różowy (różowa zapałka) lub biały (niebieska zapałka). Firma Wołoszyn drukowała też zapałczany kalendarz, wydany w 2013 roku w czasach prosperity, ale nie jest już produkowany.

***

Równo 175 lat temu, w kalendarzu na 1846 rok, ukazała się krótka baśń „Dziewczynka z zapałkami” Hansa Christiana Andersena. Zapałki istniały wówczas od niedawna i stanowiły rynkowy rarytas. W mroźny wieczór ostatniego dnia roku, bosa dziewczynka próbuje sprzedać je nie w pudełkach, lecz w wiązkach. Ludzie mijają ją, spieszą się do starych spraw i nowego roku. Ona zmarznięta przysiada na chodniku, aby odpocząć. Potrzebuje ciepła i rozpala zapałki, każda jest jak marzenie: żelazny piec ogrzeje, pieczona kaczka nakarmi, choinka ze świeczkami przypomni o domu… Zapałki gasną, iskry lecą ku niebu, jedna spada niczym gwiazda. Dziewczynka przypomina sobie słowa Babci, że to znak nadejścia śmierci. Zapala następną zapałkę i pojawia się ukochana Babcia. Boi się, że też zniknie i zapala całą wiązkę. Razem unoszą się do Boga. Andersenowi baśnie opowiadała Babcia, która rozbudziła wrażliwość i wyobraźnię, dlatego jej dobrotliwą postać przywołał w smutnej opowieści o dziewczynce z zapałkami. Przykro mówić wobec twórczości mistrza, ale to już nieaktualne: dzisiaj w sylwestrową noc dziewczynki na ulicy sprzedają co innego.


© Jakub Kowalski
1 stycznia 2021
źródło publikacji:
www.Tygodnik.TVP.pl





Ilustracje:
fot.1 © Karolina Sierant / za: www.karolinasierant.pl
fot.2-3 © domena publiczna / za: Narodowe Archiwum Cyfrowe
fot.4 © Andrzej Grygiel / PAP / za: www.tygodnik.tvp.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz