WIADOMOŚCI BEZ ZAPRZAŃCÓW: (żadnych GWien, TVNienawiść itd)

OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.

Debata o Teorii Antropologicznego Globalnego Ocieplenia (2)

Janusz Korwin-Mikke:
— Sam Pan sobie odpowiedział. Gdyby nawet wyższa temperatura na Wenerze była spowodowana w całości ilością CO2 w atmosferze (co nie jest prawdą: Wenus jest po prostu ZNACZNIE bliżej Słońca, siła promieniowania maleje z kwadratem odległości…) to zacząłbym się niepokoić, gdyby CO2 w atmosferze było 4% (tak nawiasem: człowiek w maseczce oddycha powietrzem, w którym jest więcej, niż 4% CO2). A jest go 0,04% i Pan każe mi wierzyć, że zmiana z 0.038% na 0,084% powoduje „efekt cieplarniany”. – i to katastrofalny. — Tu dygresja ogólno-naukowa W odróżnieniu od Pana mam 79 lat i zajmowałem się metodologią nauk.

Wiem, jak są tworzone prace naukowe, jakie ambicje kierują uczonymi i pracownikami naukowymi, jak oceniane są (liczbą cytowań w SCI…) prace „naukowe” – a przede wszystkim: jak często całe teorie naukowe zmieniane są na zupełnie inne – ale znacznie częściej upadały „fakty”. Wiem doskonale, jak po 1905 praktycznie wszyscy francuscy uczeni wierzyli w „promienie N” śp.prof.Ireneusza P.Blondlota – mimo, że za to nie byli nagradzani wysyłaniem na konferencje na wyspę Bali – a za niewiarę w nie nie byli usuwani z katedr. Ale przede wszystkim już osobiście obserwowałem histerię z Zero Growth; wbrew 97% „pracowników naukowych” wyśmiewałem ją wtedy – i, jak widać, miałem rację. Tak samo, jak teraz. Z szacunkiem traktuję dane NASA (acz bardziej wierzyłbym chińskim) – z zastrzeżeniem jednak (o czym pisałem), że ludzie widzą to, co chcą widzieć…

Natomiast te wykresy sprzed 800.000 lat to może Pan od razu włożyć między bajki. Zawsze bawili mnie archeolodzy stwierdzający, że jakaś kamienny posążek liczy 15.300 lat – a obok leży taki sam kamień, z tej samej skały, tylko nie obrobiony – i liczy 3 miliony lat; przecież od stukania młotkiem promieniotwórczość próbki się nie zmieniła. Ilości CO2 w atmosferze są znikome, ustalenie ich nawet teraz wymaga precyzyjnej aparatury – dane sprzed tysięcy lat są oparte o bardzo pośrednie teorie i silne założenia. Bardzo często próbka pochodzi z „lodu sprzed 300.000 lat” – a skąd wiemy, że sprzed 300.000 lat? Na podstawie próbki… I obydwaj uczeni mają „potwierdzenie”: swoich teoryj!! Może inaczej: niech Pan popatrzy na ten wykres – i zastanowi się: ile dziesiątków tysięcy ludzi musiałoby pracować latami, by te wszystkie punkty nanieść na ten wykres!! ==

Odpowiadając na Pana pytania (za siebie – nie za innych Negacjonistów!):

(1) Wierzę, że poziom CO2 rośnie – i bardzo dobrze, bo Ziemia się zieleni, roślinki to lubią, a ja lubię roślinki ( https://www.rmf24.pl/nauka/news-ziemia-sie-coraz-bardziej-zieleni-i-ociepla-wolniej,nId,4306013 ). I nie mam nic przeciwko temu, by zaczęły nam rosnąć 20-metrowe paprocie, widłaki i skrzypy. Z tego wszak nie wynika, że ten jeden atom CO2 na tysiąc miałby blokować wypromieniowywanie ciepła przez Ziemię!

(2) Wierzę, że temperatura się podnosi (i bardzo dobrze, lubię ciepło) – szkoda, że według większości Affirmatywistów będą to tylko 2°C za 200 lat;

(3) Nie sądzę, by między (1) i (2) był jakiś silniejszy związek – ale absolutnie nie wierzę, że działalność człowieka ma w tym jakikolwiek znaczący udział. To ostatnie uzasadniam w sposób niezbity. Nikt nie przeczy, że gdzieś do VII wieku mieliśmy Przedostatnie Globalne Ocieplenie (i ŻADNE dane historyczne nie wspominają, by coś gdzieś zostało zalane!).

Następnie przyszło Ostatnie Globalne Oziębienie, które miało minimum gdzieś między 1250 (ostateczne wyparcie Wikingów z Grenlandii), a 1650 (kiedy to Bałtyk zamarzał; tak nawiasem: Hel był przerwany właśnie WTEDY, a nie podczas Ocieplenia!). Niestety: nie wiemy, jakie wtedy panowały temperatury, ale wspomnienia historyków i obrazy malarzy każą domniemywać, że temperatura była niższa od obecnej o jakieś 4-5°C. Od tego czasu trwa Obecne Globalne Ocieplenie – i jeśli wierzyć w stałość tego cyklu może potrwać jeszcze ze 200 lat i temperatura może jeszcze wzrosnąć o te dodatkowe 2°C. Jest to jednak tylko hipoteza – równie dobrze ten cykl mógł zakończyć się np. rok temu i zmierzamy już w kierunku Następnego Globalnego Oziębienia. A może będzie rosnąć jeszcze 400, a nie 200 lat.

Dane NASA (przynajmniej: na razie…) nie mówią NIC o przyszłości. Jednak w XVII wieku nie było jakiegoś gwałtownego przyrostu spalania paliw kopalnych, więc GlOcio NA PEWNO nie tym jest powodowane. c.b.d.o.


Karol Wilkosz:
— Każda ilość CO2 w atmosferze powoduje efekt cieplarniany (Dlatego na Ziemi mamy średnią temperaturę na poziomie 15°C zamiast -18°C, ponieważ tyle wynosiłaby średnia temperatura, gdyby nie było gazów cieplarnianych na Ziemi), im więcej CO2 tym wyższa temperatura – dlatego temperatura na Wenus jest wyższa od tej na Merkurym pomimo tego, że to Merkury jest bliżej Słońca.

Dygresja: Nie wiem dlaczego powołuje się Pan na swój wiek i doświadczenie, myślałem że rozmawiamy tylko na argumenty?

Zwiększenie stężenia CO2 w atmosferze nie będzie katastrofalne dla Ziemi! Jak wiemy nasza planeta doświadczyła o wiele gwałtowniejsze zmiany warunków – uderzenie meteorytu, które doprowadziło do wymarcia dinozaurów, ale otworzyło drogę do dominacji ssakom z człowiekiem na czele.

Problem tkwi w nas. Jak ujął to Neil deGrasse Tyson (światowej klasy astrofizyk) komentując konsekwencje wtłaczania coraz to większej ilości CO2 do atmosfery przez człowieka: “Zmieniamy klimat szybciej niż nasza kultura jest w stanie się dostosować. Jedną z konsekwencji jest topienie się pokrywy lodowej co powoduje wzrost poziomu wód…, a to spowoduje zalewanie wybrzeży, gdzie leżą najważniejsze ośrodki naszej cywilizacji” (cytat nieznacznie parafrazowany). Innymi słowy, jedną z konsekwencji rewolucji przemysłowej jest podgrzewanie temperatury na Ziemi, które powoduje topienie się pokry lodowych, wzrost poziomu wód i zalanie przybrzeżnych miast.

Satelitarne obserwacje poziomu morza od roku 1993.

Źródło: nasa.gov

Dlatego jest to problem ekonomiczny. Musimy obliczyć ile są warte te terany (mówimy o wielu najważniejszych ośrodkach miejskich i rolniczych), którym grozi zalanie i co się opłaca zrobić, aby je uratować/przedłużyć ich użyteczność. Oczywiście nie zapominajmy o innych konsekwencjach Zmian Klimatu takich jak migracja (ludzi, ale także zwierząt i roślin) czy ekstremalne zjawiska pogodowe: pożary, powodzie, huragany czy burze śnieżne.

Odnośnie Pańskiego przytaczania historii o Wikingach, Grenlandii i magicznego roku 1650. To poproszę o źródła na poparcie Pańskich tez, ponieważ wydają się one być anegdotyczne (4-5 stopni Celsjusza wedle czyich obliczeń?!) nadinterpretacją lub fałszem. Tu cytuję fragment artykułu ze strony earthmagazine.com

Aby zbadać zmieniający się klimat na Grenlandii podczas osiedlenia wikingów, zespół kierowany przez Nicolása Younga z Obserwatorium Ziemi Lamont-Doherty na Uniwersytecie Columbia pobrał próbki moren czołowych pozostawionych przez poprzednie lodowce w południowo-zachodniej Grenlandii i przez Zatokę Baffina na wyspie Baffina. Analizy izotopowe powierzchni głazów moren pozwoliły zespołowi określić, kiedy lodowce pierwotnie przetransportowały i osadzały moreny w ich obecnych miejscach.

„Ta metoda jest najczęściej używana do śledzenia lodowców sprzed kilku tysięcy do kilkudziesięciu tysięcy lat” – mówi Young. „Naszym celem było sprawdzenie, czy tę metodę można zastosować na młodszych osadach lodowcowych”. Opierając się na tych datach, naukowcy donoszą w Science Advances, że lodowce osiągały maksymalny zasięg od około 925 do 1275. Tak więc, chociaż Islandia i Europa mogły być cieplejsze w tym okresie, wydaje się, że Grenlandia pozostawała wystarczająco zimna, aby umożliwić lodowcom postęp, mówi Young.

„Było zimno, kiedy [Wikingowie] tam dotarli, i było zimno, kiedy wyjeżdżali” – mówi, dodając, że „jeśli wjechali na Grenlandię, kiedy było zimno, jest mało prawdopodobne, że wypędziło ich zimno”. Odkrycia potwierdzają tezę, że średniowieczny ciepły okres ograniczał się głównie do Europy, mówi Young. „Średniowieczny ciepły okres jest bardzo dobrze udokumentowany w Europie, ale nie był globalny. W rzeczywistości ocieplenie w Europie często zbiega się z chłodniejszymi warunkami panującymi na Grenlandii, ponieważ więcej zimnego powietrza jest wyciągane z Arktyki i przepływa przez Zatokę Baffina ”.


Wzór wskazuje na możliwy związek między średniowiecznym okresem ciepłym a wydłużoną fazą oscylacji północnoatlantyckiej, zwykle dekadowym cyklem klimatycznym, w którym ciepłe powietrze napływające z tropików podnosi temperaturę w Europie i Islandii, podczas gdy Grenlandia i wyspa Baffina stają się zimniejsze z powodu napływu powietrza arktycznego.


Janusz Korwin-Mikke:
— Najpierw uwaga ogólna, metodologiczna; nie trzeba jej czytać, by śledzić naszą polemikę.

Ludzie nie odróżniają podejścia naukowego od dziennikarskiego. To drugie polega na zdobywaniu możliwie wielu danych. Jeśli naniosę tysiąc punktów układających się w sinusoidę i ogłoszę, że mam bardzo mocne podstawy, by twierdzić, że zjawisko zachodzi wzdłuż sinusoidy – to ludzie bija brawo. A jest to po prostu rzemiosło.

Inaczej podchodzi do tematu uczony. Opisane wyżej odkrycie nie jest żadnym osiągnięciem umysłowym. Gdybym natomiast wydedukował, że jest to sinusoida, na podstawie ustalenia tylko 50 punktów tej krzywej – aaa, to jest znakomita hipoteza naukowa, godna najwyższego uznania. Bo, oczywiście, by ten kształt krzywej wydedukować, uczony musiał wymyślić jakąś teorię. Co posuwa naukę (nie: wiedzę!) naprzód.

Jeśli się potem potwierdzi, oczywiście.

Innymi słowy: nie jest sztuką znaleźć zamarzniętego dinozaura. To potrafi niepiśmienny chłop. Sztuką jest po odkryciu samego napiętka dinozaura na tej podstawie wydedukować (co przypisywano z podziwem śp.Jerzemu Cuvierowi) wygląd całego zwierzęcia!

Piszę to, ponieważ p.Adrian Twarowski napisał: „Grawitacja jest faktem i dyskutowanie z nią kończy się na ogół śmiercią. Ale kwestionowanie jej jest możliwe, tylko wymaga znajomości tematu i wielu lat badań, obliczeń itd.”. Otóż: nie. Do obalenia teorii wystarczy znalezienie jednego kontrprzykładu.

Tymczasem ja zaprzęgam szare komórki do danych zebranych przez kogoś innego. Aby skontrolować, czy umiem myśleć poprawnie, powinienem w tym celu wiedzieć możliwie mało.

Tak więc na podstawie danych o temperaturze na Ziemi dedukowałem, że przyczyną wzrostu temperatury jest najprawdopodobniej wzrost energii dopływającej ze Słońca. I dopiero 15 minut temu poszperałem po Sieci i dowiedziałem się, że rzeczywiście: dokładnie wtedy, gdy zamarzał Bałtyk, zaobserwowano Minimum Maurera w promieniowaniu słonecznym.

https://en.wikipedia.org/wiki/Maunder_Minimum

Gdybym wiedział o tym wcześniej byłbym nudnym rzemieślnikiem. A tak: postawiłem hipotezę, która okazała się prawdziwa. Co mocno potwierdza jej prawdziwość.

Więc wcale nie wstydzę się, że czegoś nie wiem – przeciwnie, jestem dumny, że wiedząc niewiele wyciągam poprawne wnioski. Co dowodzi, że mój sposób wyciągania wniosków jest poprawny!

Koniec uwagi


Wracając do polemiki: na stronie

https://en.wikipedia.org/wiki/Solar_irradiance#Variation

znalazłem zdanie (z którego dowiedziałem się o Minimum Maundera…):

„Ostatnie rekonstrukcje Całkowitego Promieniowania Słonecznego (CPS) wskazują na wzrost tylko od 0.05% do 0,1% między Minimum Maundera a stanem obecnym”. Jak już wykazałem: jest to Bardzo Dużo (a poza tym zwrot „most recent reconstructions” nasuwa mi brzydkie podejrzenie, że fałszowano oryginalne dane, by dopasować je do TAGO). Nie tłumaczy to jednak silnego wzrostu temperatury w ostatnich dekadach. W liczbach bezwzględnych nie ma to większego znaczenia – jednak doskonale rozumiem uczonych, których to zjawisko niepokoi; nasuwa im nawet podejrzenia, że uruchomiło się jakieś sprzężenie zwrotne dodatnie.

Przypominam, że w pierwszym odcinku napisałem: „Temperatura na Ziemi w ca. 99,99% zależy od promieniowania Słońca – i, być może, promieniowania z jądra Ziemi”. I oto komentarz od p.Damiana Adama Marksa:

„Przytaczam zdanie mojego wielce Szanownego Stryja prof. zwyczajnego Leszka Marksa: “ https://www.pgi.gov.pl/dokumenty-przegladarka/publikacje-2/przeglad-geologiczny/2016/styczen-4/3558-zmiany-klimatu-w-holocenie/file.html

»…przypisywanie dominującej roli klimatotwórczej zjawisku zwiększania się zawartości CO2 w atmosferze wskutek intensywnego spalania paliw kopalnych (przede wszystkim węgla i ropy naftowej) jest nadmiernym uproszczeniem, wynikającym przede wszystkim z przeceniania roli gazów cieplarnianych w ogólności, a CO2 pochodzenia antropogenicznego w szczególności.

Wpływ człowieka na klimat przez wylesienia i zmianę stosunków wodnych, zanieczyszczenie i emisję gazów cieplarnianych odgrywa marginalną rolę w porównaniu z klimatotwórczymi siłami natury – poczynając od kosmicznych po generowane wewnątrz Ziemi. Utrzymanie przez człowieka obecnego status quo klimatu, na długo czy na stałe, co jest postulowane przez niektóre gremia szermujące hasłem polityki ekologicznej, jest tak samo realne jak możliwość skrócenia lub wydłużenia doby. Krótki horyzont czasowy doświadczeń człowieka na Ziemi sprawia, że w rozważaniach dotyczących klimatu rażąco brakuje uświadomienia występowania nieuchronnych zmian klimatu w perspektywie dłuższej niż życie jednego/dwóch pokoleń.

W związku z tym należy przede wszystkim podejmować działania mające na celu adaptację człowieka do życia w zgodzie z naturalnymi procesami przyrodniczymi. Poza groźbą wywołania katastrofy klimatycznej wskutek użycia broni jądrowej, kształtowanie większości zjawisk przyrodniczych, w tym także klimatu, ciągle pozostaje poza możliwościami ludzkiego oddziaływania.« „ [I chwała Bogu!! – JKM]

Tu mamy głos uczonego, który sprzeciwia się chórowi najemnych „pracowników naukowych”. Oczywiście p.prof.Marks został „przywołany do porządku” przez p.Marcina Popkiewicza (popularyzatora nauki, analityka megatrendów – dziwnym trafem związanego z „Krytyką Polityczną”; ale inkryminowany tekst konsultował podobno p.prof.Szymon Malinowski!):
https://naukaoklimacie.pl/aktualnosci/polkula-polnocna-sie-nie-ociepla-czyli-roztrwoniony-kapital-marksa-157

Proszę ten elaborat przeczytać samemu! Dla zachęty – początek: dokładnie taki, jaki napisano by w latach 50.tych w ZSRS gdyby ktoś sprzeciwił się teoriom śp.Trofima Łysenki (na tydzień przed posłaniem krytykowanego na białe niedźwiedzie):

„ » PÓŁKULA PÓŁNOCNA SIĘ NIE OCIEPLA«

CZYLI ROZTRWONIONY KAPITAŁ MARKSA

Każdy człowiek ma kapitał zaufania – u osób z tytułem profesorskim jest on szczególnie wysoki. Jednak nawet wtedy nie jest on bezgraniczny, a konsekwentne wygłaszanie tez coraz bardziej oderwanych od rzeczywistości może go poważnie nadwyrężyć, a nawet zupełnie roztrwonić. Mamy wrażenie, że profesor Leszek Marks z determinacją kroczy właśnie tą drogą. Profesor Leszek Marks od dawna kultywuje tradycję zaprzeczania zmianie klimatu i pielęgnowania mitów klimatycznych”.

P.Popkiewicz czasem (niechętnie) w jakichś drobiazgach przyznaje rację p.Marksowi – ale dla zasady neguje bezpodstawnie podstawy Jego twierdzeń, a czasem po prostu udaje Greka pisząc: „W zasadzie tak. Roślinom zasadniczo służy większe stężenie CO2 w atmosferze. Ale przesuwanie się stref klimatycznych, susze, inwazje szkodników i niedobory minerałów im nie posłużą” (!!) Albo: „Stwierdzenie, że w średniowieczu (i wcześniej) temperatura powierzchni Ziemi była wyższa niż obecnie jest nieprawdziwe” (a dlaczego wtedy Grenlandia była zielona – a obecnie, niestety, JESZCZE nie jest?).

Wracając do zakończenia tekstu p.prof.Marksa: pisze On o „siłach generowanych wewnątrz Ziemi”. Warto by sprawdzić, że przypadkiem jadro Ziemi nieco się nie podgrzało. Podobno (nie chodzi mi tu o wyziewy wulkanów!!) ostatnio wzmogła się działalność wulkaniczna…

Czy ktoś mierzy zmiany promieniowania cieplnego jądra Ziemi?

Przechodzę do zarzutów p.Karola Wilkosza.

Zacznę od drobiazgów: Merkury, podobnie jak nasz Księżyc, nie ma w ogóle atmosfery; już prędzej powinien Pan porównywać Wenerę z „Księżycem, gdyby miał taką atmosferę, jak Wenus”. Podobnie: Ziemia przeżyła ponoć aż pięć „Wielkich Wymierań” (https://pl.wikipedia.org/wiki/Tabela_stratygraficzna ) i nie sądzę, by akurat wymieranie dinozaurów należało przypisać uderzeniu meteoru. Ale nie ma to większego znaczenia.

Natomiast uwaga o moim doświadczeniu była chyba rzeczowa: doświadczenie faceta pracującego przy wykrywaczu kłamstw jest chyba istotnym czynnikiem oceny prawdziwości jego wniosków?

Przejdźmy do konkretów. Skoro możemy się już na razie nie przejmować zbytnio podniesieniem się temperatury i procentem CO2 w powietrzu (w rozsądnych granicach: wspomniane przeze mnie 4% jest niegroźne z punktu widzenia ekosystemu – ale dla człowieka byłoby zabójcze) to koncentrujmy się na „potopie”. Na początek podkreślam, że jako cybernetyk jestem o wiele większym autorytetem w tej dziedzinie, niż znakomity skądinąd astrofizyk, który od początku wygaduje głupstwa. „Kultura nie zdąży się dostosować”?? Kultura? Kultura dostosowałaby się w parę lat – jak porwani jeńcy do roli tureckich janczarów! Co jednak z naszym prozaicznym życiem?

Rozpatrzmy zagrożenia wymienione przez p.prof.Neila deGrasse Tysona. Postawmy pytania:

1) czy stopi się pokrywa lodowa i

2) czy wskutek tego woda zaleje to i owo?

Na drugie pytania odpowiedź jest przecząca. Na pierwsze – częściowo.

Jeśli roztopią się lody pływające – to bardzo dobrze; „Titaniki” nie będą rozbijać się o góry lodowe, a Ocean Arktyczny stanie się, dałby Bóg, „Morzem Śródziemnym” cywilizacji.

Oczywiście nic nie zostanie zalane. Już 30 lat temu słyszałem, że za 20 lat Malediwy zostaną całkowicie zalane:

https://tvn24.pl/swiat/malediwy-wkrotce-znikna-pod-woda-ra76401-3718522

Tymczasem rozwijają się znakomicie, najtańsza chałupa z jedną sypialnią (!) kosztuje tam $3 miliony:

https://www.scmp.com/magazines/style/news-trends/article/3085289/maldives-real-estate-how-buy-it-good-investment-and

(PS. Ceny idą w górę – co nie przeszkadza wyspiarzom z Tuvalu, Malediwów, Vanuatu, Nauru itp. pobierać ogromnych odszkodowań (!!) od mających wyrzuty sumienia Białych Idiotów! By być ścisłym: cwaniacy od TAGO każą politykom płacić – wiedząc, że jak zapłaca, to… potem będą musieli popierać TAGO – by nie narazić się na zarzut, że dali się oszukać!).

Ze złośliwymi radami dla p.Alfreda Gor’a (o zakupie ziemi na Grenlandii) to trafiłem jak kulą w płot: na Grenlandii panuje komunizm i nikomu działki nie sprzedadzą, bo tam nie ma prywatnej własności ziemi!! Wszelako Panu proponuję (jeśli wierzy Pan nadal w GlOcio…) granie na giełdzie na bessę na rynku nieruchomości na Malediwach…

Przy okazji: gdyby nawet poziom wód podniósł się o te 7 metrów, to dla ludności z zalanych terenów byłoby pełno miejsca na Syberii, Grenlandii i Terytoriach Północnych Kanady. Poziom się jednak nie podniesie, bo zgodnie z prawem Archimedesa, lód ma od wody większą wyporność…

A co z lądolodami. To zależy z jakimi. Gdy temperatura wzrośnie o 1°C, o 2°C, czy nawet o 5°C – to lody Antarktydy podgrzane z -40°C do -35°C nie roztopią się. Ale co z Grenlandią? Tamtejszy lodowiec ma ponoć 3 km wysokości (jeśli jest to czysty lód…) a Grenlandia jest duża.

Otóż możemy być zupełnie spokojni. Przy poprzednim GlOciu nic nas nie zalało (a Grenlandia była bardziej zielona) to teraz też nie zaleje.

Pan twierdzi, że już nas zalewa, że poziom mórz podniósł się o 10 cm. Otóż: ja w to nie wierzę!

W ogóle nie wierzę w możliwość zmierzenia zerowego poziomu mórz. Również „zmiana poziomu mórz” jest, moim zdaniem, niemożliwa do zmierzenia: pomysł, że robią to satelity – i mierzą różnice czegoś z czymś – jest zabawny. Co te satelity mierzą, gdy morze nieustannie jest w ruchu? Z dokładnością do centymetrów?

Ale ja nie tylko temu nie wierzę – ale mam chyba DOWÓD, że tak nie jest!

Jak zapewne Pan wie, większość lądów znajduje się na półkuli północnej. Gdy nastaje późna jesień z drzew opadają liście. Z tego powodu Ziemia zaczyna kręcić się nieco szybciej – jak baletnica, gdy złoży ramiona w piruecie… Przyśpieszenie jest minimalne – ale łatwe do zmierzenia i zmierzone.

Gdyby przyrost poziomu morza był prawdą, gdyby woda z górskich lodowców – a choćby i z równin położonych parę metrów nad poziomem morza – spłynęła do oceanów, Ziemia powinna zacząć kręcić się szybciej! W dodatku: przyrost prędkości obrotowej powinien być znaczniejszy niż w przypadku opadu liści.

Tymczasem tego zjawiska nie obserwujemy.

c.b.d.o.

A dlaczego nie zaleje (i: dlaczego nie zalało wtedy!), nawet gdyby lody się rozpuściły? Najpierw oddam głos uczonym:

https://pl.wikipedia.org/wiki/L%C4%85dol%C3%B3d_grenlandzki

„Modele klimatyczne przewidują, że Grenlandia ociepli się w XXI wieku o 3 do 9°C. Modele pokrywy lodowej potwierdzają, że takie ocieplenie doprowadzi do stopienia lądolodu na przestrzeni kilku stuleci, prowadząc do wzrostu poziomu morza o ok. 7 m; taki wzrost może zatopić prawie każde duże nadmorskie miasto. Tempo topnienia jest przedmiotem dyskusji. Według raportu IPCC 2001, jeśli temperatura lądolodu grenlandzkiego po XXI wieku będzie dalej wzrastała, doprowadzi do wzrostu o 1 do 5 metrów w ciągu najbliższego tysiąclecia. Jednak badania 133 rdzeni lodowych sięgających interglacjału eemskiego wskazują, że temperatury w tym okresie były o 8°C wyższe niż obecnie przez 6000 lat. Duże i długotrwałe ocieplenie miało wpływ na topnienie powierzchni lądolodu, jednak w dużej mierze przetrwał on nienaruszony.

Dopiero w drugiej dekadzie XXI wieku odwierty przeprowadzone dalej na północ pozwoliły uzyskać dane o klimacie całego interglacjału, ukazujące, że lądolód przetrwał pomimo długotrwałego utrzymywania się temperatur wyższych niż współcześnie obserwowane”.

To była opinia wyważona, na podstawie danych. A teraz ja – na podstawie dedukcji.

Nie zaleje – z paru powodów.

Po pierwsze: przypuszczalnie nie cały lód się roztopi (i zapewne nie roztopił się wtedy) W Szwajcarii jest znacznie cieplej, ale w górach (jeszcze?) są lodowce.

Po drugie, o czym mówiłem 30 lat temu: jeśli temperatura się podniesie, to nie tylko lód zamieni się we wodę, ale i woda (nie tylko ta z lodowców: cała woda na świecie!) zacznie zamieniać się w parę! Co prawda w atmosferze to się zbyt wiele tej wody nie zmieści (ca. 10% tego, co się roztopi), ale:

Po trzecie: 80% tkanek żywych stanowi woda. Zostanie zmagazynowana w roślinności, która przyrasta.

Po czwarte: część trafi do wód podskórnych – których zapasy są ostatnio uszczuplone.

(o czym mówiłem już 20 lat temu)

Po piąte: osadzać się jako śnieg tam, gdzie jest zimno. Stąd właśnie (zdumiewający wierzących w GlOcio!) przyrost lodu na Antarktydzie (sam Pan to łatwo znalazł w Sieci: https://earthdata.nasa.gov/learn/sensing-our-planet/unexpected-ice ). To, oczywiście, silnie potwierdza moją, głoszoną od 20 lat, teorię. Potwierdza „silnie” – bo ja tego przecież nie wiedziałem! Czyta Pan: „unexpected ice” – i „pojawienie się tego lodu zaprzecza przewidywaniom”. Otóż zaprzecza przewidywaniom opartym o TAGO – co DOWODZI, że TAGO jest fałszywa. Wystarczy – przypominam – jeden kontr-przykład…

Po szóste (to właściwie 3 i 4…): w postaci deszczu opadać na ląd likwidując suszę (a nie „powodując” ją – jak piszą ci idioci od GlOcia!), np.:

https://klimatziemi.pl/obecnosc-i-przyszlosc-pary-wodnej-w-obszarach-najbardziej-wilgotnych-i-najbardziej-suchych-na-ziemi/

Przy wzroście temperatury trzykrotnie rośnie ilość pary w powietrzu „W ciągu 40 lat zawartość pary wodnej wzrosła o 4% i na razie nadal będzie wzrastać, przynajmniej w tym wieku. Prawdopodobnie ten trend będzie trwał do czasu kiedy globalna temperatura nie wzrośnie 5-6 stopni Celsjusza. A więc do momentu, w którym na świecie wiele obszarów dotychczas zazielenionych w strefie klimatu kontynentalnego nie ulegnie skrajnemu przeobrażaniu się najpierw w ekosystemy stepowe, a potem w półpustynne i w końcu w pustynne. Dopiero wtedy może nastąpić widoczny w skali globu spadek pary wodnej w powietrzu atmosferycznym, co może okazać się katastrofalne dla nas, jak i dla wielu innych gatunków na Ziemi”.

Przecież jak stężenie pary wodnej będzie wzrastać, to pustynie się zazielenią – a nie odwrotnie!!! Ziemia zresztą już się zieleni – bo roślinności ma (a) ciepło (b) CO2 (c ) wodę! Być może nawet Sahara się zazieleni – bo nie zawsze była pustynią:

https://cordis.europa.eu/article/id/31461-wetter-sahara-allowed-early-humans-to-leave-africa/pl

„[…] analiza wskazuje na istnienie 3 okresów w ciągu ostatnich 200 tysiącleci, w których Sahara była pokryta drzewami, co sugeruje obecność wilgotnego środowiska. Pierwszy okres, od 120 do 110 tysięcy lat temu, zbiega się mniej więcej z wyjściem poza Afrykę współczesnych pod względem anatomicznym ludzi do Południowo-Zachodniej Azji i Europy, co miało miejsce od 130 do 100 tysięcy lat temu. Wyniki nowych badań potwierdzają zatem pogląd, że Sahara mogła otworzyć dla pradawnych ludzi drogę do wyjścia z Afryki.

Drugi okres wilgotny trwał od około 50 do 45 tysięcy lat temu. I znowu, okres ten zbiega się z kolejną falą migracji poza Afrykę, która miała miejsce od 60 do 40 tysięcy lat temu. Istnieje również dowód na to, że ludzie mogli w owym czasie przemieszczać się z Południowo-Zachodniej Azji z powrotem do Afryki.

Trzeci okres wilgotny miał miejsce od 10 do 8 tysięcy lat temu i – jak już wspomniano – wiadomo, że Sahara była wówczas zamieszkiwana przez ludzi”.
https://u5x2k2d4.stackpathcdn.com/wp-content/uploads/2021/02/pobrane-2-1-300x234.png Tak więc, jeśli by nas zaczęło zalewać i temperatura by się podniosła, to byśmy podlali jeszcze i Saharę – i byłoby gdzie mieszkać!

Trzeba myśleć pozytywnie!

Idźmy dalej. Dlaczego rok 1650 ma być „magiczny”? Każde cykliczne zjawisko ma swoje maksimum i minimum – i wydaje się, że minimum MEL przypadło gdzieś około tego roku. ± 20 lat – powiedzmy.

Co do temperatury… Cóż: wtedy nie wynaleziono jeszcze termometrów, jednak można uruchomić myślenie. W Amsterdamie średnia temperatura roczna jest o 6,3°C wyższa, niż w Warszawie – i można założyć, że ta różnica jest mniej-więcej stała. Wiemy, że zimy były wtedy chłodniejsze, niż dziś. Jeśli na obrazach mistrzów holenderskich widzimy grube pokrywy lodowe i grube czapy śniegu na dachach – jak w Polsce 150 lat temu – to należy oceniać, że temperatura była wtedy o jakieś 8°C niższa. Te 4-5°C podałem z nadmiaru ostrożności. Jakoś przeżyliśmy ten gwałtowny wzrost ( 2°C na stulecie) – i to, że grożą nam kolejnymi dwoma stopniami zupełnie mnie nie przeraża. Miałbym w Warszawie temperaturę jak w Pradze Czeskiej – i tyle.

Natomiast to, co wypisuje cytowany przez Pana p.Mikołaj Young, jest poniżej wszelkiego poziomu. Jestem rozczarowany, że Pan takie bzdury cytuje. Same obserwacje zresztą nie są całkiem sprzeczne z tym, co twierdzę. Przecież piszę, że ostatnia osada Wikingów na Grenlandii została opuszczona w 1256 – no, to akurat by było przed maksimum zlodowacenia.

Tymczasem jednak: https://pl.wikipedia.org/wiki/Grenlandia#Temperatura

„Na zjeździe Amerykańskiej Unii Geofizycznej w 2007 roku niektórzy badacze, m.in. Thomas V. Lowell z uniwersytetu w Cincinnati i 6 innych, przedstawili wyniki swoich prac, z których wynika, że w okolicach fiordu Kangertittivaq (Scoresbysund), w pobliżu miejscowości Ittoqqortoormiit, znajdują się odsłonięte przez ustępujący lodowiec Istorvet duże ilości pozostałości roślinnych – pni i korzeni drzew i krzewów itp. Na podstawie dokonanych odkryć uważa się, że w okresie tzw. „średniowiecznego okresu ciepłego” klimat na Grenlandii był na tyle korzystny, że umożliwiał bujną wegetację drzew i roślin na znacznej powierzchni wyspy”. Czyli: p.Young mówi, co na Grenlandii powinno być (gdyby Jego teorie były prawdziwe) – a uczeni pokazują, co było i nadal jest.

Po co p.Youngowi absurdalna teza, że w Europie (ale i na Islandii!!) było cieplej, a akurat na Grenlandii ocieplenia nie było? Po to, by tłumaczyć, że jak się Wikingowie osiedlali, to wybrali zamarzniętą Grenlandię zamiast przytulnej Skanii czy Danii? Po czym popełnia elementarny błąd petitio principii: „ »Było zimno, kiedy [Wikingowie] tam dotarli, i było zimno, kiedy wyjeżdżali« – mówi, dodając, że »jeśli wjechali na Grenlandię, kiedy było zimno, jest mało prawdopodobne, że wypędziło ich zimno« ”.

Czyli: w osady wjeżdżał im lodowiec, ale nie wypędziło ich zimno!!!

To jakiś kompletny kretyn…

Szkoda tylko, że z tego posta nie zamieścił Pan uwag krytycznych – np. p.Wilhelma Patersona z Uniwersytetu Saskatchewan, który delikatnie zauważył: „Wszelako moreny lodowców niekoniecznie są wiarygodnym źródłem danych o temperaturze w tym regionie”. Dodałbym: im dalej w przeszłość, tym mniej są wiarygodne….

Niestety: większość „danych” popierających TAGO pochodzi od takich właśnie pracowników naukowych. Kretynów – którym dano szansę istnienia jako „naukowcy” – pod warunkiem, że będą rozwijać obowiązujące teorie.

Niech Pan to wreszcie przyjmie do wiadomości.


Karol Wilkosz: — Niestety muszę się powtórzyć. Jak podaje nasa.gov

“Można założyć, że zmiany w produkcji energii słonecznej spowodowałyby zmianę klimatu, ponieważ Słońce jest podstawowym źródłem energii napędzającej nasz system klimatyczny.

Rzeczywiście, badania pokazują, że zmienność nasłonecznienia odegrała rolę w zmianach klimatu w przeszłości. Na przykład uważa się, że spadek aktywności słonecznej w połączeniu ze wzrostem aktywności wulkanicznej pomógł zapoczątkować małą epokę lodowcową między około 1650 a 1850 rokiem, kiedy Grenlandia ochłodziła się od 1410 r. Do 1720 r., A lodowce rozwinęły się w Alpach. Ale kilka linii dowodów wskazuje, że obecnego globalnego ocieplenia nie można wyjaśnić zmianami energii słonecznej:
  • Od 1750 roku średnia ilość energii pochodzącej ze Słońca pozostawała stała lub nieznacznie wzrosła.
  • Gdyby ocieplenie było spowodowane przez bardziej aktywne Słońce, naukowcy spodziewaliby się cieplejszych temperatur we wszystkich warstwach atmosfery. Zamiast tego zaobserwowali ochłodzenie w górnych warstwach atmosfery i ocieplenie na powierzchni oraz w dolnych częściach atmosfery. Dzieje się tak, ponieważ gazy cieplarniane zatrzymują ciepło w niższych warstwach atmosfery.
  • Modele klimatyczne, które uwzględniają zmiany natężenia promieniowania słonecznego, nie mogą odtworzyć obserwowanego trendu temperatury w ciągu ostatniego stulecia lub dłużej bez uwzględnienia wzrostu emisji gazów cieplarnianych”.

“Powyższy wykres porównuje globalne zmiany temperatury powierzchni (czerwona linia) i energię Słońca, którą Ziemia otrzymuje (żółta linia) w watach (jednostkach energii) na metr kwadratowy od 1880 roku. Jaśniejsze / cieńsze linie pokazują roczne poziomy, natomiast cięższe / grubsze linie pokazują średnie trendy z 11 lat. Średnie z jedenastu lat są wykorzystywane do redukcji z roku na rok naturalnego hałasu w danych, dzięki czemu podstawowe trendy są bardziej oczywiste”.

“Ilość energii słonecznej, którą otrzymuje Ziemia, jest zgodna z naturalnym 11-letnim cyklem Słońca, obejmującym niewielkie wzloty i upadki, bez wzrostu netto od lat 50. W tym samym okresie globalna temperatura znacznie wzrosła. Dlatego jest bardzo mało prawdopodobne, aby Słońce spowodowało obserwowany trend globalnego ocieplenia temperatury w ciągu ostatniego półwiecza. Źródło: NASA / JPL-Caltech”

W swoim piątym raporcie oceniającym Międzyrządowy Zespół ds.Zmian Klimatu, grupa 1300 niezależnych ekspertów naukowych z krajów na całym świecie pod auspicjami ONZ, stwierdziła, że ​​istnieje ponad 95-procentowe prawdopodobieństwo, że działalność człowieka w ciągu ostatnich 50 lat ociepliły naszą planetę.

Działalność przemysłowa, od której zależy nasza współczesna cywilizacja, podniosła poziom dwutlenku węgla w atmosferze z 280 części na milion do 414 części na milion w ciągu ostatnich 150 lat. Panel stwierdził również, że istnieje większe niż 95% prawdopodobieństwo, że gazy cieplarniane wytwarzane przez człowieka, takie jak dwutlenek węgla, metan i podtlenek azotu, spowodowały znaczny wzrost temperatury na Ziemi w ciągu ostatnich 50 lat.

Pełne sprawozdanie panelu Podsumowanie dla decydentów jest dostępne online pod adresem:

https://www.ipcc.ch/site/assets/uploads/2018/02/ipcc_wg3_ar5_summary-for-policymakers.pdf.

Po pierwsze, nie rozumiem dlaczego Pan tego nie akceptuje, przecież jest Pan statystykiem?

Po drugie, Pański argument:

“W ogóle nie wierzę w możliwość zmierzenia zerowego poziomu mórz. Również „zmiana poziomu mórz” jest, moim zdaniem, niemożliwa do zmierzenia: pomysł, że robią to satelity – i mierzą różnice czegoś z czymś – jest zabawny. Co te satelity mierzą, gdy morze nieustannie jest w ruchu? Z dokładnością do centymetrów”?

Tutaj Pan kwestionuje metodę pomiaru tylko dlatego, że wydaje się on Panu mało precyzyjna i niezrozumiała?! Nie jestem specjalistą z NASA, ale ludziom, którzy zatrudniają najlepszych fizyków i matematyków można chyba zaufać? W końcu to oni umieścili człowieka na księżycu i satelity dzięki którym się komunikujemy. Poza tym wysokie cenny nieruchomości na gruntach, które mogą zostać zalane dopiero za kilkadziesiąt lat o niczym nie świadczy. Przecież te nieruchomości nadal są użyteczne, a być może ktoś po prostu liczy na odszkodowania.


Jak podaje: noaa.gov: Jason-3 jest przeznaczony do pomiaru poziomu morza, a także wysokości fal i prędkości wiatru na powierzchni oceanu na całym świecie, co 10 dni. Na pokładzie Jason-3 znajdują się trzy systemy pomiarowe: (1) wysokościomierz radarowy, który mierzy zasięg między satelitą a powierzchnią morza, (2) systemy określania orbity (np. GPS), które mierzą wysokość satelity względem Ziemi. środek ciężkości oraz (3) radiometr mikrofalowy. Różnica między wysokością orbity a pomiarami zakresu wysokościomierza stanowi podstawowy pomiar wysokości powierzchni morza. Ponadto wysokościomierz zapewnia pomiary wysokości fal i prędkości wiatru na powierzchni oceanu. Dane z radiometru służą do korygowania pomiarów zasięgu wysokościomierza na obecność atmosferycznej pary wodnej.

Polecam poczytać więcej o tej satelicie: https://www.nasa.gov/specials/sea-level-rise-2020/


© Janusz Korwin–Mikke
5-8 lutego 2021
źródło publikacji:
www.Korwin-Mikke.pl



POPRZEDNIA CZĘŚĆ:
Ciemnogród rules!

NASTĘPNA:
Debata o TAGO (3)




Ilustracje:
fot.1: © domena publiczna / Archiwum ITP²
pozostałe: © brak informacji / za: www.korwin-mikke.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz