WIADOMOŚCI BEZ ZAPRZAŃCÓW: (żadnych GWien, TVNienawiść itd)

OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.

Zabobony „pandemicznego” ciemnogrodu: w PO powstanie „nowy ład” i gdzie jest 700 000 „szczepionek”?!

Siedem zabobonów „pandemicznego” ciemnogrodu


Jedną z najbardziej tragikomicznych legend, która nie trafiła do zestawu siedmiu zabobonów pandemicznego ciemnogrodu, jest przekonanie, że wyznawcy najmodniejszej „pandemii”, to ludzie rozsądni i bazujący na naukowych faktach. Najmodniejszy wirus na świecie rzeczywiście dokonał rekordowego spustoszenia, ale w umysłach ludzi, którzy uwierzyli w brednie podważające fundamentalną wiedzę naukową. Ustami profesorów i innych „ekspertów” sprzedano ludzkości tak nieprawdopodobne bzdury, że porównanie do płaskiej Ziemi jest zbyt łagodne, aby oddać skalę otumanienia. Poniższe zestawienie jest tylko i wyłącznie moim subiektywnym wyborem, wszystkiego spisać się nie da, bo zabobony mnożą się każdego dnia, wraz z kolejnymi wypowiedziami budowniczych ciemnogrodu: Niedzielskiego, Horbana, Simona, Sutkowskiego i wielu, wielu innych.
  1. Pandemiczny mit – Covid 19 to zupełnie nowy wirus. Naukowe fakty: Covid 19 to nazwa jednostki chorobowej, właściwa nazwa wirusa to SARS-CoV-2, mutacja SARS-CoV-1, oba wirusy należą do grupy koronwirusów znanych ludzkości od 60 lat.
  2. Pandemiczny mit – mamy pandemię, bo Covid 19 jest jednym z najbardziej zjadliwych i śmiertelnych wirusów. Naukowe fakty: ponad 90% populacji przechodzi wirusa „bezobjawowo” lub łagodnie, około 5% wymaga hospitalizacji, a śmiertelność według najbardziej rozdętych statystyk nie przekracza 2%. Wskaźniki te jednoznacznie rozstrzygają, że nie może być mowy o pandemii albo pandemią należy nazywać prawie każdą chorobę, na przykład anginę.
  3. Pandemiczny mit – lockdown i DDM ograniczają liczbę przypadków i zgonów. Naukowe fakty: najwyższe wskaźniki zgonów i przypadków mają kraje, gdzie wprowadzono najbardziej surowy lockdown i DDM: Włochy, Hiszpania, Wielka Brytania, Belgia, Czechy, Polska. Znacznie mniejsze wskaźniki mają kraje, gdzie lockdownu i DDM-u nie było lub był w bardzo niewielkim stopniu: Szwecja, Białoruś.
  4. Pandemiczny mit – jedyna metoda zwalczania wirusa, to szczepionka. Naukowe fakty: na świecie istnieją tysiące wirusów, na które nigdy nie było i nie będzie szczepionek, bez masowych szczepień ludzkość zwalczyła ptasią i świńską grypę oraz… SARS-CoV-1. Dzieje się tak, ponieważ ludzki organizm samodzielnie potrafi zwalczać wirusy, które z czasem giną albo tracą zdolność do infekowania.
  5. Pandemiczny mit – szczepienia zapobiegają zakażeniom. Naukowe fakty: żadna szczepionka nie zapobiega zakażeniu, co więcej każda szczepionka jest kontrolowanym zakażeniem organizmu, co ma wspomagać układ immunologiczny. Szczepionka nie chroni przed infekcją, szczepionka pozwala skuteczniej zwalczać chorobę, o ile rzeczywiście jest szczepionką, a nie produktem marketingowym pod wypromowanym szyldem Covid–19.
  6. Pandemiczny mit– szczepienia to powrót do normalności. Naukowe fakty: według wskazań „ekspertów”, zaszczepieni nadal muszą zachowywać DDM, zaszczepieni lekarze w maseczkach przyjmują zaszczepionych pacjentów w maseczkach, szpitale wymagają od zaszczepionych testów, producenci “szczepionek” zapowiadają konieczność cyklicznych zabiegów.
  7. Pandemiczny mit – dzieci muszą być zaszczepione, bo zarażą i uśmiercą dorosłych. Naukowe fakty: na coś trzeba się zdecydować albo zaszczepieni dorośli są chronieni przed chorobą albo nie zaszczepione dzieci, które w 99% przechodzą chorobę łagodnie, a śmiertelność to tysięczne promila, stanowią śmiertelne zagrożenie dla innych. Szczepienie tej populacji z naukowego punktu widzenia jest absurdem, jeśli nie zbrodnią.


Większość z tego, co zostało powyżej wyłożone, to zakres wiedzy ze szkoły podstawowej, której zabrakło profesorom medycyny i wirusologom. Przy pomocy topornych środków propagandowych, wciskanych ludziom na niespotykaną dotąd skalę, wywołano pandemię głupoty. Myślenie i elementarną wiedzę zastąpiły zabobony medialne, a ogłupiony tłum naszprycowany ignorancją, ślepą wiarą i strachem przed demonem „pandemii”, podpala stosy pod każdą czarownicą, która w podstawówce nie spała na lekcjach biologii.



Wszystko wskazuje na to, że w PO powstanie „nowy ład”


Od dawna nie śledzę tego, co wpisuje polityczny troll Donald Tusk, ale gdyby się odezwał to mielibyśmy komentarze ze wszystkich stron. Komentarzy nie widzę, zatem zakładam, że nie było żadnych „dowcipnych”, czy jątrzących wpisów Tuska, z czego ten były polityk słynie. Dlaczego wspominam o braku aktywności niegdysiejszego lidera PO? Ponieważ to jest znamienne dla całej sytuacji w PO. Nikt nie wie, co się stanie jutro, bo dziś na przykład z partii z hukiem odeszła Róża Maria Barbara Gräfin von Thun und Hohenstein. Wcześniej ponad pięćdziesięciu posłów PO, których skupił wokół siebie Schetyna, napisało list do Budki, aby ten sobie wybił z głowy stanowisko przewodniczącego. Budka dwóch sygnatariuszy wyrzucił z PO, potem próbował się ratować dowcipami, ale wyszło mu to jeszcze gorzej niż Tuskowi. W tle tych wszystkich kompromitacji Trzaskowski organizuje sobie kampanię i przypisuje wszystkie zasługi, jakie mu przyjdą do głowy. No i na koniec w rozmowach zakulisowych mówi się, że Nitras chce być następcą Budki.

Przedstawiony obraz nędzy i rozpaczy nie pozostawia złudzeń, w tak agonalnym stanie PO nie była nigdy i to się musi skończyć nowym rozdaniem. Nie sposób prowadzić partii i klubu poselskiego, jeśli połowa albo i więcej nie akceptuje obecnego lidera. Wydawałoby się, że na taki moment czekał Tusk i teraz powinien dosiadać białego konia, tymczasem nic takiego się nie dzieje. Tusk się nie wychyla z tego względu, że „sytuacja jest dynamiczna” i niejasna. PO idzie w stronę likwidacji lub przemalowania szyldu, co zresztą miało nastąpić zaraz po przegranych wyborach prezydenckich. Latem ubiegłego roku głośno się mówiło o „Nowej Solidarności”, czyli ruchu Trzaskowskiego i odpowiedzią na to miała być zmiana nazwy Platformy Obywatelskiej, która objęłaby inicjatywę Trzaskowskiego. Z jednego i drugiego nic nie wyszło, za to wychodzą kolejni posłowie i posłanki PO albo w nieznanym póki co kierunku albo trafiają pod skrzydła Hołowni. Byłoby jednak sporym błędem takie myślenie, że to właśnie Hołownia zamieni PO, to się nie skleja. Hołownia to typowy wynalazek „antysystemowy”, drugi Palikot, drugi Kukiz. Z takich ruchów nigdy nie powstają poważne partie ze strukturami, takie ruchy mają za zadanie wpierać partię właściwą, która przejmie władzę i rozbijać konkurencyjne formacje. Hołownia ma te same problemy, co poprzednicy, brak struktur i kadr, no i nie ma szans na uzyskanie wyniku pozwalającego samodzielnie przejąć władzę.

Z drugiej strony w PO mamy jedną wielką mieliznę, jeśli chodzi o kandydatów na charyzmatycznego lidera, ale jednocześnie znajdziemy tam dziesiątki grubych misiów i oni muszą się gdzieś politycznie podziać. Weźmy samych samorządowców z wielkich miast, do tego senatorów z nazwiskami i posłów do niedawna pełniących funkcje ministerialne, nie wspominając o premier Kopacz i prezydencie Komorowskim. Zbyt poważne interesy i pieniądze fruwają wokół tych notabli, żeby się zgodzili nosić teczkę za Hołownią. Tak jak po upadku nieboszczki Unii Demokratycznej powstała Platforma Obywatelska, tak po zgonie Platformy musi powstać nowa partia, a nie jakiś tam ruch społeczny. Do przejęcia są struktury lokalne i rozpoznawali działacze, tego się po prostu nie da przenieść z jednego miejsca na drugie i powiedzieć, że od tej pory nie ma PO, tylko wszyscy przechodzimy do „Polski 2050 Szymona Hołowni”. Może byłoby to możliwe, gdyby wszyscy politycy PO chcieli takiego transferu, ale przecież wiemy, że Trzaskowski idzie swoją drogą, Schetyna swoją, Komorowski swoją i Tusk czai się na gotowe, jak tylko sprawy się wyklarują.

O ile PO się rozsypie, co wcale nie jest przesadzone, równie dobrze może gnić jak SLD albo dogorywać, jak PSL, to na pewno z tego gruzu musi powstać nowa partia ze wszystkimi strukturami i regułami rządzącymi partią. Dlatego też nie bardzo rozumiem ten entuzjazm po tronie PiS?! Jest rzeczą oczywistą, że każda nowa partia, która zajmie miejsce PO będzie groźniejsza od obecnej masy upadłościowej. PO nie uniknie radykalnych przemian i już nie chodzi o wewnętrzne tarcia, przesądza o tym stanowisko medialne wyrażone przez samą Monikę Olejnik. Komunikat jest jasny i wyraźny, Budka się nie nadaje i cała partia ma się nad sobą głęboko zastanowić. Takie sygnały wysyła się wyłącznie wówczas, gdy sprawy idą tak źle, że są nie do uratowania. Wszystko wskazuje na to, że w PO powstanie „nowy ład”.



Panie Dworczyk, panie Matynia, ponownie pytam gdzie jest 700 000 „szczepionek”?!


Sprawa wyszła na jaw 4 maja 2021 roku i została opisana przez Onet.pl. Tydzień później zająłem się tym, bo wiadomo, że do publikacji Onet.pl należy podchodzić jak do TVN i TVP Kurskiego, z założeniem, że nic tam nie jest prawdą. Okazało się, że Onet.pl wyjątkowo napisał prawdę i rzeczywiście w statystykach „szczepień” zamieszczonych na rządowej stronie brakuje bagatela 700 tysięcy dawek „szczepionek”. Od czasu ujawnienia tego faktu Dworczyk i Matynia prowadzący na Twitterze konto @szczepimysie unikają tematu jak ognia. Padł jakiś ogólny i bełkotliwy komunikat, że to skutek raportowania, z czego rzecz jasna nic nie wynika, tym bardziej, że od 4 maja do dziś liczba brakujących dawek się nie zmienia. 10 maja policzyłem, że brakuje 713 822 dawek, dziś brakuje 721 140 dawek.


O ile końcówki sprzed tygodnia i z dziś są banalne do wytłumaczenia, choćby rezygnacją ze „szczepień”, czy przesunięciem terminu, to stale utrzymująca się wartość 700 000 sztuk, które przepadły nie wiadomo gdzie, zaczyna się układać w jedną „teorię spiskową”. Wcześniej sądziłem, że chodzi o partię AstraZeneca, która jest najbardziej nie lubianą przez Polaków „szczepionką” i szczególnie nauczyciele masowo „szczepieni” tym wynalazkiem, po pierwszej dawce mieli dość. Teraz w tym wyjaśnieniu widzę poważną lukę, mianowicie taką, że mamy stały deficyt dawek, a to jest niemożliwe do utrzymania przy takiej liczbie „zaszczepionych”, którzy rezygnują z drugiej dawki. Mówimy o milionach i wahania tygodniowe na poziomie kilku lub nawet kilkudziesięciu tysięcy są zrozumiałe, natomiast jak od siekiery odcięte 700 tysięcy „znikniętych szczepionek” zachowaniami pacjentów tłumaczyć się już nie da. Wartość ta powinna albo poważnie spadać, w końcu mamy fantastyczne spoty rządowe, po których Polacy doznają olśnienia albo w wyniku działań Matki Kurki i reszty oszołomów powinny znacząco rosnąć. Nic podobnego się nie dzieje, co kieruje moje podejrzenia na zupełnie inne tory i skojarzenia.

Pierwszym skojarzeniem jest niesławny zakup respiratorów, których transport do Polski przez kilka tygodni potwierdzał Andrusiewicz. Średnio co dwa dni słyszeliśmy, że respiratory już płyną, by na końcu się dowiedzieć, że komornik zajmie się ściąganiem pieniędzy, które rząd wyłożył w ciemno i to na konta skompromitowanego handlarza bronią. W przypadku szczepionek takich komunikatów nie ma, głownie dlatego, że nikt, poza mną się tym nie interesuje. Początkowe założenie, że rezygnacja ze „szczepień” odpowiada za deficyt, obroniłoby się, gdyby liczba ulegała znaczącym zmianom. Tymczasem dzieje się dokładnie odwrotnie, a to oznacza, że nie jest możliwe, aby równa wartość brakujących dawek powstała w inny sposób niż w wyniku lewego interesu, błędnie rozliczonej dostawy lub błędu w samym zestawieniu statystycznym. Ostatnią możliwość raczej wykluczam z tego prostego powodu, że to bardzo łatwo naprawić i w obecnym szumie informacyjnym pewnie odbyłoby się wszystko bez konsekwencji, zwłaszcza, że „szczepionek” nie brakuje, ale zalegają w magazynach.

Pozostają do wyjaśnienia dwa pozostałe warianty. Pomyłka przy odstawie i teraz ktoś musi za to odpowiedzieć? Prawdopodobne, tylko to też nie jest jakaś wielka przeszkoda nie do pokonania. Zwykle za takie rzeczy zwalnia się magazyniera, czy w łagodniejszej wersji pozbawia premii i po krzyku, przecież Dworczyk za to nie beknie. Najtrudniejszy do wyjaśnienia jest lewy interes ze szwagrem, czy innym instruktorem narciarskim. Raczej wykluczam, że mogło się to stać w publicznych placówkach, ale pamiętajmy, że „szczepionki” trafiły do wielu firm prywatnych i tutaj o taki „biznes” najłatwiej. Nie mam danych, które pozwoliłby postawić taki zarzut, ale nie mam ich dlatego, że ani Dworczyk, ani Matynia nie udzielają poważnej odpowiedzi na poważne pytania. Od tygodni fakt, że brakuje w statykach 700 tysięcy dawek rzekomo dostarczonych do szpitali, pozostaje niezmiennym faktem. Stąd moje kolejna pytanie. Panie Dworczyk, panie Matynia, gdzie jest 700 tysięcy dawek „szczepionek”?


© MatkaKurka (Piotr Wielgucki)
16-18 maja 2021
źródło publikacji:
www.Kontrowersje.net





Ilustracje:
wszystkie © brak informacji / za: www.kontrowersje.net

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz