Oto przy całkowitej obojętności rodziny i przyjaciół, na naszych oczach demencja starcza wyniszcza posła KO, towarzysza Dariusza Rosatiego. Całkowitą obojętność na jego tragedię, żeby nie powiedzieć znieczulicę, prezentuje nie tylko rodzina, ale również posłanki i posłowie Platformy Obywatelskiej. A to przecież z ich ugrupowaniem politycznym 74-letni Rosati współpracuje już od 10 lat. Po jego zachowaniu widać, jak podstępna i wyniszczająca jest to choroba. Upośledzenie funkcji intelektualnych i ewidentne problemy z pamięcią obserwujemy u niego już od dawna, ale w ostatnich dwóch latach objawy nasiliły się i można z przykrością powiedzieć, że choroba weszła w ostatnia fazę, którą charakteryzują takie objawy jak: agresja, urojenia, problemy z orientacją zarówno w czasie, jak i przestrzeni.
Żeby nie być gołosłownym, podam przykłady, a właściwie zaprezentuję objawy, na podstawie których postawiłem dzisiejszą smutną diagnozę. Zanim przejdę do cytatów z niedawnych wypowiedzi towarzysza Rosatiego, trzeba przypomnieć nieco jego przeszłość. Otóż ten karierowicz urodzony w 1946 roku w Radomiu jako Gaetano Dario Rosati już w wieku 20 lat wstąpił do PZPR, by służyć Sowietom i jednocześnie być jak najbliżej koryta. W partii komunistycznej trwał do samego końca. To on zasiadał w radzie nadzorczej FOZZ, nazywanego matką wszystkich afer. Mało tego, towarzysz Dariusz Rosati został zarejestrowany przez komunistyczną służbę bezpieczeństwa jako tajny współpracownik o pseudonimie „Buyer”.
I oto dziś temu staremu komuchowi, który niemal wszystko w swoim życiu zawdzięcza wiernej służbie Kremlowi, uroiło się, że w PRL-u był antykomunistycznym opozycjonistą. No, bo jak inaczej zrozumieć te jego słowa:
‒ Brutalna reakcja policji wobec działaczy LGBT ma na celu przekonanie społeczeństwa, że LGBT jest zagrożeniem dla Polski. Ma odwrócić uwagę od powrotu pandemii i PiS-owskich afer. Przypomniał mi się 1968 rok, kiedy pałowało nas ZOMO na Krakowskim Przedmieściu. Idą ponure czasy.Przecież w 1968 roku Rosati „był tam, gdzie stało ZOMO”, że zacytuję klasyka. „Mieliśmy na karku Moskwę”, mówi dzisiaj stary komuch, który Moskwę miał nie tyle na karku, ile w sercu, dzięki czemu dostał się do półki z konfiturami. Nie wierzę, że Rosati jest na tyle głupi, by wierzyć, że ludzie kupią te jego bajeczki. I właśnie dlatego jedynym wytłumaczeniem jest wyniszczająca go demencja starcza. Jeszcze raz pytam: gdzie jest rodzina i przyjaciele chorego? Dlaczego z obojętnością patrzycie, jak ten człowiek cierpi? A przecież mogliście mu pomóc i spowodować spowolnienie choroby. Terapia i profilaktyka jest prosta i polega na gimnastykowaniu mózgu. Kiedy widzicie u komucha Rosatiego nasilenie objawów i nieodpartą chęć udawania antykomunisty i niepodległościowca, odwróćcie czymś jego uwagę. Specjaliści w przypadkach demencji zalecają gry planszowe, karty, warcaby, krzyżówki i różnego rodzaju łamigłówki. Żona Rosatiego nie tylko dla uniknięcia kompromitacji, ale z poczucia obowiązku oraz współczucia i przywiązania po tylu latach wspólnego pożycia powinna zatrzymywać męża jak najdłużej w domu, a do jego diety wprowadzić orzechy, dużą ilość ryb oraz zapewnić mu odpowiednio długi sen.
To, co się dzieje w polskich miastach ‒ brutalne akcje policji, zastraszanie, kłamstwa, szczucie na myślących inaczej – to powrót do ponurych czasów stanu wojennego. Ale wtedy mieliśmy na karku Moskwę. Teraz bijemy się sami z sobą. A Moskwa czeka.
Ilustracja © brak informacji / za: www.twitter.com/d48__
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz